Fundacja Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt na swoim profilu facebookowym ratujkonie.pl opublikowała informację o ośrodku jeździeckim w Kędzierzynie-Koźlu Stadnina Koni na Wyspie. Stwierdzono, że konie są tam zaniedbane, wychudzone i poranione. Dzierżawca stadniny rzucił na sprawę zupełnie inne światło. Do sytuacji odniósł się również Powiatowy Lekarz Weterynarii i OTOZ Animals.
W poniedziałek na profilu facebookowym fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt, ratujkonie.pl pojawiła się niepokojąca informacja o ośrodku jeździeckim na kozielskiej wyspie.
"Dostajemy wiele sygnałów i niepokojących informacji o ośrodku jeździeckim w Kędzierzynie Koźlu. Odbieramy maile i telefony, od osób, które szukają pomocy lub chcą nagłośnić sprawę nieuczciwego właściciela stajni. Osoba, która zarządza stadniną Koni na wyspie bierze konie w dzierżawę, użytkując je w szkółce jeździeckiej. Niestety warunki w jakich przebywają zwierzęta i sposób, w jaki są traktowane zostawiają wiele do życzenia. Konie są zaniedbane, chude, brudne, poranione. Rozmawialiśmy z właścicielami niektórych z tych koni i z ich relacji wynika, że odebrali swoje zwierzęta z tego miejsca w dramatycznym stanie. Skontaktowaliśmy się z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, który obiecał zająć się tą sprawą. APELUJEMY - uważajcie na swoje zwierzęta! Nie korzystajcie z rekreacji w takich wątpliwych miejscach i nie dzierżawcie im koni, nie przykładajcie rąk do cierpienia zwierząt!" - czytamy na profilu ratujkonie.pl
Osoba, która zgłosiła się do fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt oddała swoje konie w dzierżawę do stadniny Pawła Marcinkowskiego w Kędzierzynie-Koźlu. Uważa, że przy odbiorze stan koni był dramatyczny. Zanik mięśni, kopyta w złym stanie, przetarte ogony i wychudzenie, to jedne z zarzutów w stosunku do dzierżawcy stadniny na kozielskiej wyspie.
- Szukałam miejsca dla moich koni, ze względu na skargi sąsiadów, po prostu konie im przeszkadzały. Chciałam, aby gdzieś trafiły na rok. Tak natknęłam się na stadninę w Kędzierzynie-Koźlu. Zaczęły się ekscesy z dzierżawcą, że robi jakieś leczenia dla koni itp., że mamy mu płacić, aby zdjęcia wysyłał naszych koni. Zaczęło się szantażowanie, że wyda nam konie jeśli zapłacimy 10 tysięcy złotych. Konie po pół roku przebywania u niego były w dramatycznym stanie. Jeden koń miał tak spuchnięte nogi, że jak dwa słupy wyglądały, miały rany, były wychudzone i z zanikiem mięśni. Kontaktowałam się z adwokatem, miałam sądownie odbierać mu zwierzęta, bo kwoty których żądał były za duże. Była tam też pani, która miała konie w dzierżawie, dwie klacze źrebne i źrebaka. Klacz poroniła z głodu, słaby źrebak nie przeżył. Zabrałam konie w sobotę, nie chciał mi wydać paszportu, sprzętu, zawiadomiłam policję - mówi pani Wiktoria.
Sprawa została zgłoszona do Powiatowego Inspektora Weterynarii, który dokonał kontroli na terenie stadniny Pawła Marcinkowskiego.
- Ponieważ w sieci zawrzało, postanowiliśmy w ten sam dzień, kiedy dostaliśmy zgłoszenie, udać się do tej stadniny na kontrolę. Stwierdzono pewne nieprawidłowości, jednak bez znamion znęcania się nad zwierzętami. Wydaliśmy stosowne zalecenia, ale nie stwierdziliśmy, aby pozostawianie tam zwierząt stanowiło zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Nie ma tam sytuacji wymagającej odebrania koni. Dajemy czas panu, aby mógł wypełnić zalecenia i na pewno jeszcze pojawimy się z kontrolą - mówi Marzena Gambal, zastępca powiatowego lekarza weterynarii.
Pani Wiktoria nie rozumie dlaczego inspekcja uważa, że konie które się tam znajdują są w dobrym stanie.
- Dla mnie koń w dobrym stanie to taki, który ma piękną gładką sierść, stoi na pastwisku cały dzień, a do boxu trafia tylko na noc. Box powinien być wyścielony sianem, słomą i to w dużej ilości, a nie że tam konie stoją na betonie - podkreśla pani Wiktoria.
Jak zapewnia kobieta, tak sprawy nie zostawi. Sytuację zgłosiła na policję. Do oskarżeń odniósł się dzierżawca stajni, uważa, że jest ofiarą niczym nie podpartego hejtu.
- Na początku mojej działalności znalazłem ogłoszenie, oddam konie w dzierżawę. Sytuacja osobista, w której znaleźli się właściciele koni była dość trudna. Zaproponowałem dzierżawę i wysłałem transport po konie. Okazało się, że zamiast trzech koni, przyjechały cztery. Zastanawiałem się dlaczego w paszportach widnieją inne dane osobowe, trzy konie są jednej pani, a czwarty koń jest zupełnie innej osoby. Było to dla mnie zastanawiające, bo nie miałem żadnej umowy z ludźmi widniejącymi w paszportach. Napisałem do osób widniejących w dokumentach, okazało się, że jednego z koni poddzierżawię, bo już wcześniej ktoś go oddał w dzierżawę. Koń przyjechał wychudzony, biedny, z rozwalonymi nogami, mam zdjęcia i tam dokładnie wszystko widać. Wysłałem te zdjęcia właścicielce konia widniejącej na dokumentach. Była w szoku, nawet nie wiedziała, że zwierzę trafiło do kogoś innego. Zaczęliśmy konie leczyć, zrobiłem szczegółowe badania i skonsultowałem z ortopedą. Koszty miały ponosić osoby, które wydzierżawiły mi konie. Później dowiedziałem się, że jeden z koni był zaźrebiony. Niestety klacz poroniła, jak się dowiedziałem, ta pani co roku zaźrebia konie, nie daje im czasu na regenerację. Kobyła karmi jeszcze źrebaka, a już w jej łonie rośnie kolejne młode. Weterynarz sprawdzał, co się dzieje z końmi, kobyła nie pracowała ciężko i była pod stałą kontrolą - mówi Paweł Marcinkowski.
Konie, oddane w dzierżawę, zostały zabrane w minioną sobotę.
- Konie dzierżawione zabrała właścicielka, w sposób którego się nie spodziewałem, bo po prostu wkroczyła na stadninę i mało kulturalnie załatwiła całą sytuację. Wtargnięcie dziesięciu osób na mój terem prywatny, bez żadnego zawiadomienia, spowodowało, że nawet nie przygotowałem jej dokumentów. Byłem zaskoczony obrotem akcji, oddam oczywiście dokumenty i resztę rzeczy, jednak zapraszam właścicieli do odbioru osobistego - dodaje pan Paweł.
Dzierżawca stadniny na wyspie nie ukrywa rozczarowania całą sytuacją, uważa, że bezpodstawnie oskarża się go o rzeczy, które rzucają złe światło na jego działalność. Swoich praw będzie domagał się na drodze sądowej.
- Kocham swoje zwierzaki i poświęcam im całe życie, nie rozumiem tego hejtu. To przykre, że tak szybko mnie oczerniono, szkodząc mojej reputacji. Nie jestem od oceniania stanu zwierząt, jeśli prowadzę biznes, to mam weterynarza, który się tym zajmuje. Oczywiście, widzę czy coś się dzieje z końmi, ale konsultuję to ze specjalistą. Moja stadnina została zniesławiona, nie czytam już tego wszystkiego bo szkoda mojego czasu i nerwów. Nie mam na to sił. Robię swoje i tyle. Na szczęście mam za sobą wiele osób, które są rozczarowane tym co usłyszały, bo znają mnie, moją stadninę i wiedzą jak kocham konie. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z taką nienawiścią i hejtem jak teraz w Kędzierzynie-Koźlu. Pamiętam słowa mojej mamy, że gdy będę szedł do przodu, ludzie będą mnie hamować, ciągnąc za ubranie. Ja odpowiedziałem, że wtedy założę zbroję i z impetem ruszę do przodu. Tak jest i w tym przypadku - dodaje pan Paweł.
Zapytaliśmy o zdanie osoby, które są klientami stadniny. Bywają u pana Pawła ze swoimi dziećmi kilka razy w tygodniu. Były też świadkami sobotniego odebrania koni pani Wiktorii ze stadniny.
- Ja to widzę zupełnie inaczej, jestem tu od samego początku i nigdy nie widziałam niczego niestosownego, czegokolwiek, co szkodziłoby zwierzętom. Owszem stan budynku nie jest najlepszy, ale konie mają wszystko czego potrzebują. Pełne ziarno, słoma, siano, konie są w dobrej kondycji. Jestem w szoku, że ktoś pisze takie rzeczy - mówi Małgorzata Radiowska.
- Moje córki od sierpnia uczęszczają tu na jazdy. Zdecydowaliśmy się również na konia i mamy tu swojego, wiec jesteśmy tu prawie codziennie. Proszę mi wierzyć, zauważyłabym coś niepokojącego. Wracamy często wieczorem, w weekendy jesteśmy rano, widzimy jak są boxy czyszczone, a konie karmione. To, co czytałam jest dla mnie po prostu żenujące, nie rozumiem skąd ten hejt. Osoby, które w ten sposób piszą, nie są miłośnikami koni, tylko chcą komuś dokuczyć. Nasz koń Kawa ma alergię skórną, gdy ma zaostrzenie inaczej oddycha. Robiliśmy mu badania i jest pod kontrolą. Byłam zaskoczona, że w sobotę podczas odbioru kilku koni przez ich właścicielkę, jedna z tych osób, które po nie przyjechały, podeszła do mnie i mówi do mojej córki: "Jak możesz jeździć na chorym koniu!" Nie rozumiem skąd taki atak. My z naszym koniem robimy wszystko zgodnie z zaleceniami lekarza. To ogromnie krzywdzące oczerniać człowieka, który ma wielkie serce dla koni - mówi Iwona Sadowska.
- Jestem zaskoczona tym, co wydarzyło się w sobotę. Przyjechała grupa młodych ludzi zachowujących się bardzo niekulturalnie. Pan Paweł musiał zostawić nasze dziewczynki i pójść do tych ludzi, dzieci były przerażone, płakały, że konie są zabierane. Zżyły się z nimi. Na tej grupie ratujmykonie.pl ludzie wypisują straszne rzeczy, hejtują już nawet nasze dzieci... armia trzynastolatków, tak czytamy. Ja nie widzę tu nieprawidłowości, zresztą widzimy tu weterynarza, opiekują się zwierzętami dobrze - opowiada Ewa Jasłowska.
Robert Wencel z Klubu Sportowego "Koziołek" w związku z opublikowaną informacją, również wyraził swoją opinie. KS "Koziołek" od dłuższego czasu współpracuje ze stadniną m.in. w organizacji pierwszego triathlonu w Kędzierzynie-Koźlu.
- Mamy obraz wyspy jaki był wcześniej, a jaki jest teraz. Paweł dla mieszkańców zrobił wiele, teren został oczyszczony, przygotowany pod rekreację. Przez wiele miesięcy pracował tu samodzielnie, szykował boxy i widziałem ogromne zaangażowanie. Dla mnie fala hejtu, która się rozprzestrzenia jest niezrozumiała. Przyglądam się pracy Pawła i nigdy nie widziałem, żeby coś było nie w porządku, czy to w kontakcie ze zwierzęciem, czy w opiece. Tym bardziej, że nieraz uratował zwierzę przed spotkaniem z rzeźnikiem. Nie zgadza się to wszystko z tym, co widzę na bieżąco, a jestem tu codziennie - mówi Robert Wencel.
Ogólnopolskie Towarzystwo Ochrony Zwierząt Animals również zainteresował się sprawą. Opublikowało na swoim profilu na Facebook oświadczenie po kontroli, która została przeprowadzono wczoraj na terenie stadniny.
" W dniu 04.02.2020 roku inspektorzy OTOZ Animals Kędzierzyn-Koźle udali się do stadniny koni na wyspie. Inspektorzy nie otrzymali nigdy wcześniej zgłoszenia, iż w stadninie konie mają źle warunki. Na miejscu najemca stajni oprowadził inspektorów po obiekcie i pokazał zwierzęta, które przebywają pod jego opieką. Ponadto najemca udostępnił dokumentację z kontroli Powiatowego Weterynarza, która nie ma zastrzeżeń do stanu zdrowia, oraz wyglądu zwierząt. Inspektorzy na dzień 04.02.2020 również nie mają zastrzeżeń do stanu zdrowia, wyglądu, oraz warunków w jakich przebywają zwierzęta. Inspektorzy mieli również możliwość rozmowy z kilkoma właścicielami koni, którzy byli na miejscu. Właściciele nie mają zastrzeżeń co do opieki nad ich zwierzętami."
Sytuacją koni i domniemanych nieprawidłowości na kozielskiej stadninie zajęła się również policja, która na chwilę obecną sprawdza wszystkie informacje i ustala, czy doszło do naruszeń prawa.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze