Z prezydent Sabiną Nowosielską rozmawiamy o mijającej kadencji, o tym, co się udało, a co nie, a także o przyszłości Kędzierzyna-Koźla.
- Kończąca się już kampania wyborcza chyba była dla pani trudna. Trzej kontrkandydaci w dużej mierze oparli swój przekaz na krytyce pani pracy na stanowisku prezydenta Kędzierzyna-Koźla. Jak pani sobie z tym radzi?
- Gdy nie ma się koncepcji przyszłości, to się atakuje. Ja przedstawiam konkrety, na nich oparty jest mój program wyborczy. To kierunek, który mam zamiar obrać na kolejnych pięć lat, jeśli oczywiście mieszkańcy ponownie obdarzą mnie zaufaniem. Natomiast trzej moi kontrkandydaci poruszają się głównie w sferze haseł, krytyki, w dodatku manipulując faktami lub przedstawiając półprawdy i nieprawdy. Merytoryczna dyskusja często jest więc niemożliwa.
- Spróbujmy na chwilę cofnąć się w przeszłość do momentu, gdy po raz pierwszy przekroczyła pani próg urzędu miasta jako prezydent. Jak zapamiętała pani Kędzierzyn-Koźle sprzed czterech lat?
- Niestety, tym, co pierwsze przychodzi mi na myśl, to brudne miasto. W tamtym czasie mieszkańcy bardzo często zwracali uwagę na problem zaniedbanych ulic, parków i skwerów. Niekiedy chodziło po prostu o walające się śmieci. Można było usłyszeć, że miasto jest po prostu brzydkie. Dziś takie głosy prawie już do mnie nie dochodzą - oczywiście w odniesieniu do terenów miejskich. Wykonaliśmy ogromną pracę, aby zmienić wizerunek Kędzierzyna-Koźla. Jako mieszkańcy nie mamy się czego wstydzić, choć oczywiście nadal wiele jest do zrobienia. Wiele inwestycji jest na ukończeniu. To na przykład ostatni etap przebudowy alei Jana Pawła II. Zaczynamy też kolejne. Tu warto wymienić remont Rynku i ulic w obrębie Starego Miasta. Jeśli chodzi o czystość, szwankował też po prostu system odbierania odpadów. Czysty Region, związek gmin, któremu przewodzimy, był w rozsypce. Miałam wrażenie, że samorządy będą go opuszczać. Potrzebowaliśmy trochę czasu, aby to naprawić i wyjść z kryzysu. To się udało, zrealizowaliśmy dużą inwestycję, aby utrzymać status Regionalnej Instalacji Przetwarzania Odpadów Komunalnych. Dziś związek znów jest mocny. Po czterech latach zostawiam więc miasto zmienione i wiem, że mieszkańcy to dostrzegają. Nie o wszystkim już pamiętamy, a przecież kilka ważnych tematów udało się załatwić w pierwszej części kadencji. Zmieniliśmy chociażby zasady zakupu gazu dla MZEC, organizując przetargi, w czym byliśmy pionierami w całej Polsce. Udało się dzięki wiedzy, którą wyniosłam z poprzedniej pracy. Dziś mieszkańcy, którzy korzystają z energii wytwarzanej przez lokalne kotłownie, mają niższe rachunki za ciepło.
- Czy jest coś, co się nie udało?
- Bardzo zależało mi na zakończeniu budowy „Wodnego oKKa”. Tego nie udało się zrobić. To przykład sytuacji kryzysowej, gdy nagle wykonawca odstępuje od umowy, schodzi z placu budowy. Od razu zareagowaliśmy, dokonując wyboru firmy, która kontynuuje prace do stopnia zabezpieczającego obiekt przed warunkami atmosferycznymi. Następnie znajdziemy wykonawcę do zakończenia inwestycji. Nie udało się to w tej kadencji. Choć wielu rzeczom nie mogliśmy zapobiec, traktuję to jako porażkę.
- Problem niedotrzymanych terminów realizacji inwestycji nie dotyczy jednak wyłącznie basenów. Jaka jest jego przyczyna?
- W znacznej mierze odpowiada za to boom na rynku budowlanym. Wiele firm zobowiązało się kontraktami na duże i długotrwałe inwestycje, nie przewidując wzrostu cen materiałów, pracy ludzkiej i paliwa spowodowanego rosnącym zapotrzebowaniem. Niektórzy też przecenili swoje moce przerobowe, angażując się w zbyt wiele projektów. Efekty są takie, jak widzimy w naszym mieście. Inne samorządy mają dokładnie te same problemy. Oczywiście w niektórych przypadkach w grę wchodziły też inne czynniki. Rozpoczęliśmy inwestycję, o której przez kilkanaście lat wszyscy tylko mówili. To oczywiście budowa hospicjum. W trakcie prac okazało się, że grunt skrywa podziemne jeziorko, o którym nie wiedzieliśmy. To oznaczało zmianę projektu i przełożyło się na przesunięcie terminu. W pierwszej połowie przyszłego roku ten tak bardzo potrzebny ośrodek będzie jednak gotowy.
- Cztery lata temu przyszła pani do urzędu miasta z biznesu. Dziś może już pani o sobie powiedzieć, że jest pełnokrwistym samorządowcem?
- Jeszcze nie, chyba jeszcze nie jestem pełnokrwistym samorządowcem. Bardzo polubiłam jednak spotkania z mieszkańcami. Jest to najważniejszy element mojej pracy. Wprowadziłam taki zwyczaj, że na początku każdego roku spotykam się z mieszkańcami na wszystkich naszych osiedlach. Staram się też uczestniczyć we wszystkich ważniejszych wydarzeniach społeczno-kulturalnych organizowanych przez różne podmioty na terenie miasta. To dla mnie bardzo cenne, bo umożliwia stały kontakt z ludźmi.
- Z pewnością wielokrotnie podczas takich rozmów usłyszała pani o benzenie. Czy ma pani poczucie, że zrobiła wszystko, aby rozwiązać ten chyba najbardziej bulwersujący mieszkańców naszego miasta problem w ostatnich latach?
- Wszyscy chcemy oddychać czystym powietrzem. Trafiliśmy jednak na mur. Jako gmina nie mamy prawnych możliwości wejścia na teren tego czy innego zakładu w celu prowadzenia tam kontroli. To nie leży w naszych kompetencjach. Są odpowiednie instytucje, które zostały do tego powołane na czele z Wojewódzkim Inspektoratem Ochrony Środowiska. Wykorzystaliśmy więc wszelkie możliwości, aby wywrzeć presję na bardziej zdecydowane działania z tej strony. Złożyliśmy także zawiadomienia do organów ścigania. Efektów nie ma. Zawsze otrzymujemy odpowiedź sprowadzającą się do tego, że obowiązująca norma dla benzenu jest określona w wymiarze rocznym i nie jest przekroczona. Dopiero, gdyby takie przekroczenie nastąpiło, uruchomione zostaną kolejne procedury. Z punktu widzenia prawa nie ma więc problemu. W Kędzierzynie-Koźlu obserwujemy wysokie, ale krótkotrwałe skoki stężenia benzenu w powietrzu. Ich suma nie powoduje przekroczenia normy średniorocznej. To właśnie mur, przed którym stoimy. Bez zmiany normy nie można go przebić, ale to już leży w gestii rządu. Najwyraźniej jednak tam nie zapalają się czerwone światełka.
https://www.youtube.com/watch?v=1qaBvagkVSg&feature=youtu.be
- Jaki jest pani plan na kolejną kadencję? Z pewnością ważne miejsce ma w nim dokończenie obecnie trwających inwestycji, na czele z basenem, hospicjum, przebudową alei Jana Pawła II czy rewitalizacją wzgórza zamkowego i rynku. A nowe cele?
- Bardzo dużym zadaniem będzie budowa łącznika pomiędzy obwodnicą północną a osiedlem Blachownia, gdzie ulokowana jest strefa przemysłowa. To inwestycja szacowana na kilkadziesiąt milionów złotych. W jej ramach musimy zbudować most. Tylko z łącznikiem obwodnica ma sens. Bez niego tiry nadal będą rozjeżdżały nasze osiedla. Jednocześnie z tego powodu trochę mi przykro, że nie przewidziano obecności reprezentanta miasta na uroczystym podpisaniu umowy pomiędzy Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad a firmą, która zbuduje obwodnicę północną. Pozostaje nam czekać na informację, w którym miejscu łącznik ma się z nią spiąć. Bez tego nie możemy ruszyć z naszą inwestycją. Dużym wyzwaniem będzie też droga alternatywna do portu, a zarazem dodatkowa obwodnica miasta. Wierzę, że inwestycja w porcie, pomimo obecnych komplikacji, zostanie zrealizowana w zapowiadanym zakresie i w tej części miasta powstanie nowy ośrodek gospodarczy.
- Nie żałuje pani decyzji o sprzedaży terenów portowych? Jeden z pani kontrkandydatów uważa, że było to pozbycie się sreber rodowych, najcenniejszej rzeczy, którą mieliśmy.
- Szkoda tylko, że przez te wszystkie lata nikt nie widział w naszym porcie tych sreber. Teren został zdewastowany, a infrastruktura w dużej mierze rozkradziona. Nikt nie dostrzegał dla niego szansy. Dopiero gdy inwestor zaczął realizować swoje plany - przypomnę tylko, że mówimy o przewidywanym zaangażowaniu na poziomie ponad 300 mln zł - znaleźli się tacy, którzy w porcie nagle zaczęli dostrzegać stracony interes. Szkoda, że dopiero po tych wszystkich latach. Teraz to hamowanie rozwoju miasta. Gdybyśmy nic nie zrobili, port nadal leżałby odłogiem i też byłoby źle.
- Jeśli zapytać przypadkowego mieszkańca o to, co jego zdaniem jest barierą w rozwoju miasta, z dużym prawdopodobieństwem odpowie, że brak wystarczającej liczby mieszkań w zasobie gminy i atrakcyjnych stanowisk pracy.
- Chcemy budować nowe mieszkania. Także chronione. Jest to pomysł wprowadzony przez moich poprzedników, jednak oceniam go dobrze. Zapotrzebowanie na tego rodzaju lokale jest bardzo duże. Zamierzam zwiększyć ich liczbę. Cały czas szukam także formuły, dzięki której zbudujemy nowe mieszkania dostępne dla osób, które nie mogą pozwolić sobie na wynajem według stawek obowiązujących na rynku. Rozważamy różne możliwości. Na pewno będziemy chcieli którąś z nich realizować. Co do miejsc pracy, finalizujemy rozmowy w sprawie listu intencyjnego z dużym inwestorem na Polu Południowym, nie mogę jednak jeszcze zdradzić szczegółów ze względu na ich poufność. Prawdopodobnie będziemy na to gotowi w listopadzie. W tym kontekście nie zapominajmy jednak o porcie. To duża inwestycja, która wygeneruje miejsca pracy.
- Jakie plany na najbliższą niedzielę? Spokojnie podchodzi pani do tego dnia czy raczej będzie to nerwowe wyczekiwanie na pierwsze wieści z lokali wyborczych?
- Mam stalowe nerwy, ale nie aż tak bardzo (śmiech). Na pewno jest stres, kontrolować pomaga mi go jednak sport, który uprawiam od stycznia, czyli bieganie. W sobotę, wezmę udział w parkrunie w kozielskim parku. To bieg na 5 km. Polecam wszystkim, konkurencji też.
Rozmawiali Grzegorz Stępień, Leszek Pietrzak
Zmieniamy nasze miasto i jestem z tego dumna. Rozmowa z prezydent Sabiną Nowosielską
- Redakcja
- 19.10.2018 10:38
Data dodania:
19.10.2018 10:38
Napisz komentarz
Komentarze