O sytuacji w mieście i powiecie oraz planach na nadchodzące wybory samorządowe rozmawiamy z Markiem Piaseckim, radnym rady powiatu i przedstawicielem Kukiz'15 w Kędzierzynie-Koźlu.
- Kolejna kadencja samorządu dobiega końca. Jak się panu podoba sytuacja w mieście i powiecie?
- Patrząc z perspektywy tych czterech lat trudno nie ulec wrażeniu, szczególnie w gminie, że obecna władza przede wszystkim realizuje projekty i pomysły poprzedników. Żeby nie szukać daleko, wymienię przebudowę alei Jana Pawła II, budowę basenów czy hospicjum, które zainicjował poprzedni prezydent Kędzierzyna-Koźla Tomasz Wantuła. Nie uniknięto przy tym potknięć. Pamiętam, jak około pięć lat temu mieszkańcy protestowali przeciwko ówczesnemu prezydentowi, wytykając mu brak basenu letniego. Zorganizowano wtedy happening, gdzie kilka osób sympatyzujących z obecną władzą pluskało się w dmuchanym baseniku. Minęło tak dużo czasu, a obiektu nadal nie ma. Podobnie rzecz ma się z hospicjum. Wątpliwości budzi sprzedaż portu za naprawdę niewielkie pieniądze, przy czym gmina i tak nie dostanie całej kwoty…
- Lepiej było nie sprzedawać portu i czekać właściwie nie wiadomo na co?
- Nie chodzi o samą sprzedaż. Chodzi o to, jak ją przeprowadzono. Pamiętam rozmowy prowadzone przez poprzedniego prezydenta z inwestorem, który wtedy był zainteresowany przejęciem tych terenów. Punktem wyjścia była realizacja inwestycji. Dopiero później w grę wchodziły rozmowy o sprzedaży. Obecne władze postąpiły inaczej. Teren został sprzedany zanim inwestor rozpoczął budowę i dokonano tego w trakcie protestu mieszkańców, którzy o wszystkim dowiedzieli się po fakcie. Tyle dobrze, że budowa jednak jest realizowana, a nie chodziło tylko o spekulację gruntem jak obawiali się niektórzy. Mam nadzieję, że ta inwestycja przyniesie wymierne korzyści gospodarcze dla miasta i jego mieszkańców.
- Z pewnością nie można odmówić obecnym władzom Kędzierzyna-Koźla, że wiele się dzieje w sferze inwestycyjnej. Nasz główny problem, czyli postępujący spadek liczby mieszkańców, nie został rozwiązany. Jakieś pomysły, jak temu zaradzić?
- Z pewnością trzeba najpierw zdiagnozować, jakie są źródła takiego stanu rzeczy. Z demografią boryka się bardzo wiele miast podobnych do naszego. To procesy, na które w dużej mierze nie mamy wpływu. Młodych ludzi ciągnie do dużych ośrodków i trudno im się dziwić. Tam mają lepsze perspektywy. Są też jednak dodatkowe czynniki, które odpychają od Kędzierzyna-Koźla. Myślę głównie o stanie powietrza. Mam wielu znajomych, którzy myślą o wyprowadzce właśnie ze względu na to, a jeśli nie oni sami, to chcą, żeby ich dzieci żyły w zdrowszym środowisku. Myślę, że ta kwestia będzie jednym z największych wyzwań dla kolejnych władz samorządowych naszego miasta i powiatu.
- Tylko że obecne władze twierdzą, że zrobiły wszystko w ramach swoich uprawnień, aby powstrzymać truciciela emitującego benzen, łącznie z zawiadomieniem organów ścigania. Co jeszcze można zrobić?
- Myślę, że większy nacisk należy położyć na zachęty. To dotyczy zarówno firm, jak i mieszkańców. Nasz problem z powietrzem to przecież nie tylko benzen emitowany przez przemysł, ale też pyły zawieszone, które pochodzą głównie z naszych pieców. Gmina może na przykład zastosować zwolnienia z podatku od nieruchomości, jeśli w zamian firma zainwestuje technologie ograniczające emisję zanieczyszczeń, ale do tego potrzebna jest rozmowa i porozumienie. Samorząd, nie tylko nasz, ale też Zdzieszowic, gdzie znajduje się przecież duży emitent benzenu, powinny utworzyć wspólny front i po prostu porozumieć się z firmami, skoro inaczej się nie da. Wszyscy chcemy żyć w czystym środowisku. To najważniejsze. Ale w zakresie bezpieczeństwa zanieczyszczenie powietrza to nasz niejedyny problem.
- To znaczy?
- Trochę zapomnieliśmy o zagrożeniu powodzią. O ile lewostronna część Odry została dobrze zabezpieczona, po prawej stronie umocnienia nie są wystarczające, z czego większość mieszkańców nie zdaje sobie sprawy. Gdyby, odpukać, przyszło nam się zmierzyć z powodzią taką jak w 1997 roku to, nie boję się tego powiedzieć, cały Pogorzelec, całe Brzeźce, Stare Koźle i Bierawa znajdą się pod wodą. Jest to więc niezwykle ważny problem, z którym musimy się zmierzyć. Duża rola w tym samorządu, aby domagać się budowy wałów i innych zabezpieczeń.
- Skoro weszliśmy już na obszar powiatu, jak pana zdaniem sprawdza się tandem starosta Małgorzata Tudaj - wicestarosta Józef Gisman?
- Ciężko mi to ocenić, bo nie jestem członkiem zarządu. Sądzę jednak, że jego funkcjonowanie przebiega dość sprawnie. To dzięki temu, że rozmawiamy. Jak na razie udaje się unikać jakichś prywatnych wojenek i kopania pod sobą dołków. To widać na sesjach rady powiatu, gdzie zdecydowana większość uchwał jest przyjmowana z całkowitym poparciem. Choć zdarzają się też zgrzyty, jak wtedy, gdy wprowadzono na sesję przejęcie fortu Monatalamberta, co wcześniej w ogóle nie było omawiane przez radnych. Ta inicjatywa zarządu nie znalazła wtedy poparcia. Po pierwsze więc rozmowa i otwartość. Tego zabrakło także podczas przygotowań do remontu ulicy Wojska Polskiego. Mieszkańcy przeżyli szok, gdy wyszła na jaw skala planowanej wycinki. Formalne konsultacje oczywiście były, ale jak widać to za mało. Na szczęście tu można było jeszcze zrobić jakiś krok wstecz.
- Niewystarczająca informacja o planowanych inwestycjach to jedno. Inna sprawa to opóźnienia, niekiedy drastyczne.
- Rzeczywiście, jest tak, że większość dużych zadań inwestycyjnych nie mieści się w czasie zgodnie z umową.
- Może dlatego, że samorządy nie nakładają kar na wykonawców?
- Pytanie, dlaczego tak się dzieje. Jeśli zwykły mieszkaniec spóźni się z czymś do urzędu, czegoś nie dopełni, nie może liczyć na pobłażliwość. Z automatu naliczane są karne odsetki. Z drugiej strony jest jakaś ogromna wyrozumiałość dla wykonawców, którzy nie realizują umów, a w grę wchodzą przecież miliony złotych. Nie rozumiem tego.
- Przedstawiciele urzędu pewnie odpowiedzieliby, że jeśli zaczną karać, później nikt nie będzie chciał realizować zadań w Kędzierzynie-Koźlu. Ale może należałoby pójść w drugą stronę, ukarać nierzetelnego wykonawcę, aby przypomnieć reszcie, że umów trzeba dotrzymywać.
- Pamiętam realizowany w zeszłej kadencji remont ulicy Kościuszki na Pogorzelcu. Okazało się wtedy, że wykonana nawierzchnia nie jest zgodna z projektem. Wykonawca musiał ją rozebrać i poprawić. Nie było zmiłuj się i nie przypominam sobie, żeby nagle z tego powodu wykonawcy zaczęli uciekać z Kędzierzyna-Koźla. Także jak widać, inne podejście jest możliwe. Powinniśmy szanować pieniądze mieszkańców i wydawać je bardzo, bardzo rozsądnie.
- Mamy nowego dyrektora szpitala. Ten okręt zmierza w dobrą stronę?
- Mimo tego, że jestem członkiem komisji zdrowia, jeszcze nie potrafię wyrobić sobie jednoznacznej opinii. Dwa lub trzy razy miałem okazję rozmawiać z dyrektorem Jarosławem Kończyło. Sprawia wrażenie człowieka, który chce zaangażować się w rozwój tego szpitala, jest ambitny i dobrze przygotowany. Także bacznie przyglądam się sytuacji, problemów, z którymi zderzać musi się pan dyrektor jest naprawdę dużo, ale liczę na to, że sprawy będą zmierzać w dobrym kierunku. Przed nim duże inwestycje, rozbudowa szpitala, to będzie najlepszy sprawdzian.
- Jest pan przedstawicielem Kukiz’15 w Kędzierzynie-Koźlu, trzeciej siły politycznej w Sejmie. Zwieracie już szyki przed wyborami?
- Mamy początek wakacji, wybory jesienią, także spokojnie. Zawsze byłem i będę niezależny, a Kukiz’15 nie jest partią polityczną. Oczywiście, rozmawiamy o wyborach, o naszym programie i pomysłach. W odpowiednim czasie przedstawimy je mieszańcom. W wyborach samorządowych wystartujemy jako komitet wyborczy. Chcemy stworzyć szerokie środowisko ludzi, którzy chcą podjąć się dobrej pracy dla naszego miasta i powiatu. Przede wszystkim jesteśmy mieszkańcami, a nie członkami tej czy innej organizacji.
- Zobaczymy wśród was byłego prezydenta Kędzierzyna-Koźla, a obecnie radnego powiatu Tomasza Wantułę?
- Jesteśmy po rozmowie, wstępnie wyraził zgodę, aby w tych wyborach wystartować z nami.
- Komitet wystawi kandydata na prezydenta? Może będzie to właśnie Tomasz Wantuła?
- Oczywiście, że wystawi, ale jeszcze dyskutujemy, kto nim będzie.
- Może to pan będzie kandydował? Na nieformalnej liście kandydatów na kandydatów Marek Piasecki ma mocne miejsce.
- Myślę, że obecnie mieszkańcy mają większe zmartwienia niż to, czy Marek Piasecki będzie kandydatem na prezydenta. Nie ukrywam, że moje nazwisko jest brane pod uwagę w tym kontekście. Przed nami jeszcze wiele rozmów. Ja również rozważam każde za i przeciw. Wszystko będzie jasne, gdy rozpocznie się kampania.
Reklama
Oczywiście, że wystawimy kandydata na prezydenta miasta. Rozmowa z Markiem Piaseckim
- 06.07.2018 07:43
Napisz komentarz
Komentarze