W marcu ledwo wyremontowana ulica Limanowskiego na Starym Mieście została częściowo rozebrana, gdy okazało się, że prace musi wykonać zakład gazowniczy. Mieszkańcy byli w równym stopniu zdziwieni, co oburzeni.
Urzędnicy tłumaczyli wówczas, że firma realizująca remont musiała zakończyć prace w terminie przewidzianym w umowie, natomiast gazownicy nie mieli jeszcze pozwolenia na realizację swoich prac. Roboty wykonano, bruk ułożono ponownie, jednak poczucie absurdu pozostało, a mieszkańcy stali się bardziej wyczuleni na podobne sytuacje. Historia właśnie się powtórzyła.
Od kilku tygodni czytelnicy zwracają nam uwagę na roboty ziemne prowadzone na ulicy Grunwaldzkiej, które posuwają się od ronda w kierunku skrzyżowania z aleją Jana Pawła II. Pan Mirosław przewidział, że robotnicy w końcu wejdą także na teren niedawnych inwestycji związanych z remontem przed dworcem. I rzeczywiście, także tu trzeba było rozebrać fragment nowej nawierzchni.
- Dla mnie to niepojętne. Czy naprawdę nie można skoordynować takich prac, żeby przed ułożeniem nawierzchni zrobić w ziemi wszystko, co należy? Taka robota chyba tylko u nas - stwierdza pan Mirosław.
Remont obejmujący rozebrany teraz chodnik prowadzony był na zlecenie urzędu miasta. Naszymi wątpliwościami podzieliliśmy się więc z Jarosławem Jurkowskim, rzecznikiem magistratu.
- Prace prowadzą gazownicy. Rozpoczęli je z drugiego końca Grunwaldzkiej, żeby zdążyć przed wykonaniem asfaltowego dywanika ścieżki rowerowej. Teraz dotarli na drugi koniec Grunwaldzkiej, gdzie jedynie wyjmą część kostek z chodnika, a resztę prac pod jezdnią przeprowadzą metodą przeciskową. Przełożenie kilkudziesięciu kostek chodnika nie spowoduje jego uszkodzeń, a w przypadku asfaltu ścieżki konieczne byłoby jego zerwanie - wyjaśnia Jarosław Jurkowski.
Napisz komentarz
Komentarze