Łaska wyborców na pstrym koniu jeździ. Jednego dnia jest się prezydentem miasta albo inną figurą wysoko postawioną w urzędowej hierarchii, drugiego trzeba spakować manatki i pożegnać się z dotychczasowym życiem zawodowym. Co wtedy? Przed takim dylematem pod koniec zeszłego roku stanął poprzedni prezydent Kędzierzyna-Koźla i jego najbliżsi współpracownicy. Sprawdzamy, gdzie są dzisiaj i co porabiają. Losy niektórych potoczyły się bardzo zaskakująco.
Artykuł ukazał się w Tygodniku Kędzierzyńsko-Kozielskim Dobra Gazeta (nr 2).
Najmniejszy problem z ponownym zorganizowaniem sobie życia zawodowego miał sam Tomasz Wantuła. Gdy w 2010 roku zasiadł na fotelu prezydenta Kędzierzyna-Koźla był jednocześnie lekarzem na oddziale geriatrii szpitala w powiatowym szpitalu. Mimo że był krytykowany za niepoświęcanie się w stu procentach sprawom miasta z pracy lekarskiej nigdy nie zrezygnował i praktykował w wymiarze większym niż to było konieczne do zachowania uprawnień. Sam Wantuła odpowiadał, że praca w szpitalu z niczym mu nie koliduje i powtarzał, że lekarzem jest się do końca życia, a prezydentem bywa. Te słowa już podczas kolejnych wyborów samorządowych okazały się prorocze.
Medycyna i obradowanie
Tomasz Wantuła przegrał w drugiej turze z Sabiną Nowosielską i musiał opuścić urząd. Został co prawda radnym powiatowym, ale jest to funkcja na tyle mało absorbująca, że znów w pełni mógł poświęcić się medycynie. W trakcie kadencji Wantuła zawodowo pożegnał się ze szpitalem w Kędzierzynie-Koźlu, podejmując pracę w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Głogówku podlegającym pod Prudnickie Centrum Medyczne, którego wówczas dyrektorem był Anatol Majcher, wcześniej dyrektor szpitala w Kędzierzynie-Koźlu.
Gdy zadzwoniliśmy do byłego prezydenta, pełnił akurat dyżur.
- W dalszym ciągu pracuję w Głogówku, ale także ponownie na oddziale geriatrii szpitala w Kędzierzynie-Koźlu oraz prowadzę prywatny gabinet. Poza obowiązkami radnego zawodowo całkowicie poświęcam się więc medycynie – mówi Tomasz Wantuła.
Gdy rządzenie nie wychodzi na zdrowie
Ze znacznie poważniejszymi perypetiami po wyborach przyszło zmagać się zastępcom Tomasza Wantuły w urzędzie miasta: Pawłowi Ramsowi i Jackowi Królowi. Obaj dali się poznać szerokiej opinii publicznej Kędzierzyna-Koźla dopiero w poprzedniej kadencji. Rams objął stanowisko wiceprezydenta w 2011 roku, mając wówczas 26 lat i zawodowo będąc ratownikiem medycznym. Król został wiceprezydentem w 2013 roku, przechodząc z Miejskiego Zakładu Komunikacji, gdzie był wiceprezesem.
Po przegranych wyborach, a przed decyzją o odwołaniu z zajmowanych stanowisk wydaną przez nową prezydent, obaj wiceprezydenci dostarczyli do urzędu miasta zwolnienia lekarskie. Pomimo więc, że nie pełnią już swoich urzędów, nadal pozostają w stosunku pracy z gminą Kędzierzyn-Koźle, co wiąże się również uzyskiwaniem dochód, choć po pierwszym miesiącu chorobowego wypłatę wziął na swoje barki ZUS.
Pogorszenie się stanu zdrowia Ramsa i Króla akurat po ogłoszeniu niekorzystnych dla nich wyników wyborów – obaj bez powodzenia ubiegali się o mandaty radnych powiatowych, a w tym czasie szanse na reelekcje Wantuły mimo wygranej w pierwszej turze mocno stopniały – bardzo zbulwersowały opinię publiczną w Kędzierzynie-Koźlu. Doszło nawet do tego, że grupa radnych zwróciła się do ZUS z prośbą o kontrolę zasadności przedłożonych przez wiceprezydentów zwolnień lekarskich.
Jacek Król w dalszym ciągi korzysta ze zwolnienia. Za to sytuacja w przypadku Pawła Ramsa zrobiła się bardzo dynamiczna.
- Pan Paweł Rams 2 kwietnia zgłosił w UM zakończenie leczenia, w związku z czym od 1 maja zaczęło biec jego trzymiesięczne wypowiedzenie umowy o pracę i upłynie 31 lipca – informuje Jarosław Jurkowski z urzędu miasta.
Trudne sprawy
Nie to jednak budzi największe emocje i sprawiło, że Paweł Rams znów trafił na czołówki mediów. Okazało się bowiem, że dostał posadę w gabinecie wojewody opolskiego Ryszarda Wilczyńskiego jako asystent wicewojewody Antoniego Jastrzembskiego. Zajmuje się współpracą z samorządami i organizacjami pozarządowymi, biurami parlamentarzystów, partiami politycznymi i innymi sprawami.
We wszystkim tkwi jednak jeden poważny szkopuł – były wiceprezydent razem ze swoim szefem i byłą szefową jego gabinetu zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w związku z nieprawidłowościami podczas procesu likwidacji szkół, a zawiadomienie w tej sprawie złożył nie kto inny, jak właśnie wojewoda Ryszard Wilczyński.
Na czym zdaniem wojewody polegać miało naruszenie prawa? W 2012 roku unieważnił on uchwały rady miasta w sprawie likwidacji trzech podstawówek, gdyż nie powiadomiono wszystkich rodziców uczniów, że jest taki zamiar. Rozstrzygnięcie miało wstrzymać wykonanie uchwał i to pomimo faktu, że radni zaskarżyli decyzję wojewody do sądu. Finalnie zresztą bezskutecznie. Szkoły zostały jednak faktycznie zlikwidowane, a komplikacje prawne z tego wynikające ciągną się do dzisiaj. Na tym właśnie według wojewody polegać miało złamanie prawa przez ówczesnego prezydenta Kędzierzyna-Koźla i stało się asumptem do złożenia w prokuraturze zawiadomienia o podejrzeniu dokonania przez niego przestępstwa.
- Zawiadomienie wojewody odnosiło się wyłącznie do prezydenta, a zarzuty dla minie pojawiły się już w toku postępowania prokuratury, więc nieuprawnione jest twierdzenie, z czym już się spotkałem, że wojewoda złożył doniesienie na mnie – odpiera zastrzeżenia pojawiające się w związku z objęciem przez niego nowej funkcji Paweł Rams.
W urzędzie wojewódzkim również nie uważają, aby perypetie sądowe Pawła Ramsa były przy obecnym stanie sprawy przeszkodą do powierzenia mu obowiązków asystenta.
- Pan Rams był pracownikiem kędzierzyńsko-kozielskiego Urzędu Miasta, więc pewnie wykonywał on polecenia swojego przełożonego, którym był prezydent Tomasz Wantuła – skomentował sprawę na antenie Radia Opole, szef gabinetu wojewody Szymon Ogłaza, zaznaczając, że obowiązki Ramsa polegają na współpracy z wicewojewodą Jastrzembskim, „więc nie ma zbieżnych między tymi dwoma sytuacjami”.
Jak w ogóle doszło do tego, że Paweł Rams został asystentem wicewojewody Antoniego Jastrzembskiego z Polskiego Stronnictwa Ludowego?
- Cóż, otrzymałem taką propozycję i po prostu ją przyjąłem – stwierdza krótko Rams.
Sprawa trafiła już do Sądu Rejonowego w Kędzierzynie-Koźlu. 5 maja odbyła się pierwsza rozprawa.
Emigracja samorządowa
Z ekipy byłego prezydenta nie tylko Paweł Rams postanowił zawodowo spróbować sił poza Kędzierzynem-Koźlem. Były sekretarz urzędu miasta po wyborach został sekretarzem liczącej zaledwie 5,5 tys. mieszkańców gminy Tułowice w powiecie opolskim. Z kolei Gabriela Tomik, niegdyś wicestarosta kędzierzyńsko-kozielski z ramienia komitetu wyborczego Tomasza Wantuły, a później aż do wyborów specjalista do spraw Odry w urzędzie miasta, została wiceburmistrzem Kuźni Raciborskiej w województwie śląskim. Jak sama przyznaje, spodziewała się, że po wyborach nie będzie mogła kontynuować pracy w Kędzierzynie-Koźlu, ale przyjęła to ze spokojem, bo już po pierwszej turze nowy burmistrz Kuźni Raciborskiej zaproponował jej transfer.
Niedawno Gabriela Tomik pojawiła się w dawnym miejscu pracy przy okazji wizyty inwestorów, którzy zamierzają stworzyć w kozielskim porcie wielką bazę logistyczną.
- Sama zdarłam w tym porcie z dwie pary szpilek – żartuje Gabriela Tomik. - Sprawy Kędzierzyna-Koźla bardzo leżą mi na sercu i trzymam za nie kciuki. Nadal przecież tutaj mieszkam. Dlatego cieszę się, że rozpoczęte jeszcze w poprzedniej kadencji rozmowy z inwestorami zmierzają w dobrym kierunku, bo to oznacza tak oczekiwane ożywienie gospodarcze Odry i ogromne korzyści dla wszystkich nadodrzańskich gmin i regionów. Znam opolski punkt widzenia na te kwestie, co teraz bardzo mi się przydaje – mówi Tomik, która w Kuźni Raciborskiej także zajmuje się m.in. sprawami związanymi z tą rzeką.
Kiedyś znowu razem?
Kobiety w ścisłym środowisku politycznym byłego prezydenta miały szerszą reprezentację. Elżbieta Czeczot, była przewodnicząca rady miasta, nie zdobyła w wyborach mandatu na kolejną kadencję. Nadal jednak jest obecna w życiu publicznym jako dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Z kolei Halina Damas-Łazowska wróciła do pracy pedagogicznej w szkole.
- Pracuję tam, gdzie pracowałam przed objęciem funkcji w urzędzie miasta i mam się całkiem dobrze – mówi Halina Damas-Łazowska.
Drogi ludzi jeszcze niedawno rządzących Kędzierzynem-Koźlem mocno się więc rozeszły. Czy to środowisko jeszcze kiedyś zewrze szeregi na gruncie politycznym i spróbuje powalczyć o odzyskanie władzy w mieście?
- Jest to bardzo trudne pytanie – stwierdza tylko Tomasz Wantuła.
Napisz komentarz
Komentarze