O północy straż pożarna została powiadomiona o dymie wydobywającym się z lasu za halą sportowa w Śródmieściu. Stąd popularna nazwa tego miejsca - "zahale". Jest często odwiedzane przez amatorów różnych trunków, o czym świadczą walające się wszędzie butelki. Jednak największym problemem mogą być zostawione w całym lesie sterty wyschniętych na wiór gałęzi.
Radna miejska Ewa Czubek na ten problem uwagę zwróciła już na początku maja.
"Wiosną tego roku na terenie za halą prowadzona była wycinka drzew i krzewów, w wyniku której na terenie lasu nadal zalegają nieuporządkowane gałęzie (...) Mogą one stwarzać realne ryzyko pożaru w przypadku zaprószenia ognia lub celowego podpalenia" - pisała radna w swojej interpelacji, prosząc o uporządkowanie lasu.
Urząd miasta wystąpił w tej sprawie do Lasów Państwowych, ale po dziś dzień wszędzie zalegają sterty gałęzi. Wystarczy rzucony niedopałek albo kawałek szkła zadziała jak soczewka i kolejny pożar gotowy.
21 czerwca komendant straży miejskiej poruszył problem podczas spotkania z nadleśniczym Nadleśnictwa Kędzierzyn, jednak w odpowiedzi usłyszał, że pozostawione gałęzie są "ważnym elementem gospodarki leśnej" i w związku z tym nie mogą zostać zabrane.
W nocnej akcji gaśniczej brały udział cztery zastępy straży pożarnej. Najbardziej prawdopodobną przyczyną pojawienia się ognia było podpalenie.
Reklama
Napisz komentarz
Komentarze