Czy Ministerstwo Środowiska wyjawiło właśnie tajemnicę poliszynela? W piśmie do starosty powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego resort jednoznacznie stwierdził, że za chwilowe wzrosty stężeń benzenu w Kędzierzynie-Koźlu odpowiada Petrochemia Blachownia.
Wiemy, że nas trują, nie wiemy, kto. Tak w najbardziej telegraficznym skrócie można opisać ciągnący się od lat problem benzenu w Kędzierzynie-Koźlu. Wzrosty są krótkotrwałe – utrzymują się najwyżej kilka godzin. To zupełnie nie przystaje do normy, jaka dla benzenu obowiązuje w polskim prawie. Jest określona w wymiarze rocznym na poziomie 5 mikrogramów w metrze sześciennym powietrza( µg/m3). I choć w trakcie chwilowych skoków stężenie benzenu mierzone przez stację na osiedlu Piastów osiągało nawet ponad 300 µg/m3, norma roczna nie jest przekroczona. Co więcej, mimo upływu lat, utrzymującego się oburzenia społecznego i szeregu działań deklarowanych przez różnego rodzaju instytucje publiczne, jak dotąd nikt nie wskazał wprost, kto odpowiada za powstawania pików. Aż do teraz.
Kinga Majewska, zastępca dyrektora departamentu ds. ochrony powietrza i klimatu, w piśmie skierowanym do starosty kędzierzyńsko-kozielskiego (w odpowiedzi na uchwałę rady powiatu w sprawie poprawy jakości powietrza) stwierdza wprost, że winowajcą jest znajdująca się w Blachowni Petrochemia Blachownia – producent benzenu.
„Jeśli chodzi o normy w zakresie przeładunku paliw, to jak wynika z informacji uzyskanych z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska (GIOŚ), występowanie w Kędzierzynie-Koźlu wysokich chwilowych stężeń benzenu związane jest z niewłaściwym przebiegiem niektórych procesów na terenie Petrochemii Blachownia, a w szczególności niewłaściwego postępowania z odpadami – przelewania związków benzolu koksowniczego do osadnika Petrochemii Blachownia i jeziorka obok Kanału Kędzierzyńskiego”. I dalej: „Sytuację w ww. zakresie mogłaby poprawić jedynie hermetyzacja ww. procesów i zaostrzenie norm w tym zakresie, ponieważ najłatwiej i najtaniej jest ograniczyć zanieczyszczenie u źródła ich powstawania”.
Pismo przeczytał już Jerzy Wiertelorz, prezes Petrochemii Blachownia. Określa je krótko – „to opis alternatywnej rzeczywistości”.
- Cześć pisma odnoszącego się do Petrochemii Blachownia nasiana jest błędami i nieprawdami. Po pierwsze, nasza spółka nie prowadzi działalności polegającej na przeładunku paliw. Po drugie, benzol, o którym się wspomina, nie stanowi opadu. Jest surowcem do produkcji benzenu. Mielibyśmy wylewać surowiec do jeziorka? Co do osadnika – jedyne urządzenie pełniące taką funkcję na terenie spółki przeznaczone jest do ścieków spływających ze studzienek, osadza się w nim m.in. piasek i jest ono hermetyczne – wymienia Jerzy Wiertelorz.
Prezes Petrochemii Blachownia zapewnia, że w wynikach kontroli, które były prowadzone w ostatnich miesiącach na terenie spółki przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, nie ma mowy o rzeczach opisanych w piśmie z ministerstwa. Zapowiada również, że wystąpi o wyjaśnienie, na jakiej podstawie wysunięto zawarte w nim stwierdzenia.
Wszystko będzie miało ciąg dalszy. Dyrektor Majewska zapowiedziała w piśmie, iż „mając świadomość negatywnego oddziaływania benzenu” GIOŚ przeprowadzi na miejscu zdarzenia kontrolę, a od jej wyników uzależnione będą kolejne kroki służb odpowiedzialnych za ochronę środowiska.
Ministerstwo Środowiska: za skoki benzenu odpowiada Petrochemia Blachownia. Jest reakcja zakładu
- Grzegorz Stępień
- 08.05.2017 12:29
Data dodania:
08.05.2017 12:29
Napisz komentarz
Komentarze