Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 22 września 2024 06:53
Reklama
Reklama

Ciężkie brzmienia i folk. To da się połączyć i oni to robią. Wywiad z członkami zespołu Livermorium z Kędzierzyna-Koźla

Ciężkie brzmienia i folk. To da się połączyć i oni to robią. Wywiad z członkami zespołu Livermorium z Kędzierzyna-Koźla
Co łączy Mikołaja z Koźla z cięższymi brzmieniami? Czy gra na dudach jest trudna? Czym tak naprawdę jest folk metal? O tym rozmawiamy z członkami kędzierzyńskiego zespołu Livermorium: Gracjanem Pajorem, Kacprem Łabudą i Zuzą Samson.

- Jak w kilku słowach można opisać waszą muzykę?

- (K.Ł.) Pozorne zamieszanie. Nieprzewidywalność. Hałas. Ale i chwytliwość, energia, żywiołowość oraz harmonia. To folk metal w naprawdę naszym wydaniu. Łączymy ciężkie brzmienia z pięknymi dźwiękami skrzypiec oraz instrumentów dawnych, przy których wybrzmiewają teksty inspirowane historią, wierzeniami przodków, polską poezją, ale nawet naszymi spostrzeżeniami i emocjami. W naszej muzyce chcemy pokazać namiastkę tego, co w nas siedzi, czyli dużo luzu i dystansu do otaczającego nas świata. Poprzez muzykę uciekamy od jego realiów przy okazji próbując porwać słuchaczy poprzez dobrą zabawę.

- Jakie były początki zespołu?

-(G.P.) Początki – jak zwykle – bywają najtrudniejsze. Problemy, jakie ma każda początkująca kapela. Począwszy od niekompletnego składu, przez problemy z miejscem do prób, do braków w sprzęcie. Było ciężko, ale po latach udało się stworzyć coś trwalszego. Zaczynaliśmy jako zespół rockowy w piwnicach kozielskiego MOK-u. Banda znajomych z liceum, która postanowiła spróbować swoich sił w muzyce. I niestety, z zapałem bywa różnie, więc pierwotny skład zaczął się sypać po paru miesiącach, ale ja nie odpuściłem. Za bardzo mi się to spodobało, żeby dać sobie z tym spokój. Zacząłem gromadzić wokół siebie ludzi, którzy słuchali podobnej muzyki do tej mojej, którzy też chcieli robić coś związanego z muzyką. Jakoś to poszło... Po sąsiedzku – kumpel z gimnazjum Kacper. Okazało się, że znają się z Zuzą, która też lubi podobne klimaty. Potem znajomi znajomych - ten gra na gitarze, ten śpiewa, tamta pogrywa na skrzypcach. Idealnie! I ta pamiętna Gitariada 2014, gdzie spotkaliśmy naszego – jak się później okazało – gitarzystę Michała. Potem drobne korekty. Dobranie z przystanku Przemka na drugą gitarę i Marcina jako basistę. Najświeższy transfer to Maciek – przysposabiający się do naszego stylu perkusista. Było z tym zamieszania, bo po drodze było wiele zmian. Ale udało się ustabilizować nasz skład i tak już parę miesięcy się ze sobą użeramy...

- Skąd nazwa zespołu?

- (G.P.) Miejsce pochodzenia zobowiązuje... Krótko – chemia. To proste. Zespół powstał w czasach licealnych, kiedy to większość jego członków była na biol-chemie. Dostaliśmy kiedyś nowe podręczniki z chemii, a w najnowszym układzie okresowym w końcu nazwali nowoodkryte pierwiastki. Dostrzegliśmy Livermorium. Hmm... Brzmi nieźle. Livermorium? Bierzemy. Najpiękniejsze jest to, że rzesza ludzi przeinaczyło znaczenie naszej nazwy w sposób, który by nam nie wpadł nawet do głowy. Utożsamiają ją ze „śmiercią wątroby”, bo myślą, że to ma związek naszą miłością do trunków wszelakich. Niestety się mylą. Liver się zgadza – wątroba, ale z tą śmiercią – coś nie bardzo... Łacina tu zdaje się być nieprzydatna. Jest to o tyle zabawne, że to się przyjęło i budzi bardzo pozytywne reakcje, więc jak najbardziej się do tego przychylamy. Sami nazywamy się już „Wątrobianką”...

- Jesteście młodym zespołem, a macie za sobą dosyć intensywny rok...

- (Z.S.) Tak, to prawda. Pomimo że jesteśmy młodym zespołem, powoli wyrabiamy sobie markę w tej niszy, jaką jest folk metal – i się udało. Zauważyli nas. Rok 2016 będzie dla nas niezapomniany. Daliśmy ponad 15 koncertów w 10 miastach Polski, odwiedzając m. in. Warszawę, Poznań, Wrocław czy Kraków. Niektóre nawet dwukrotnie. Zdołaliśmy się pokazać także lokalnie, bo zagraliśmy na Gitariadzie, z Rebeliantami na Placu Wolności i po różnych kędzierzyńskich pubach. Mieliśmy zaszczyt dzielić scenę z czołowymi przedstawicielami gatunku w Polsce. Graliśmy u boku zespołu Percival Schuttenbach – prekursorami, czołówką rodzimej sceny folk metalowej, współtwórcami ścieżki dźwiękowej do gry „Wiedźmin 3. Dziki gon.” Mieliśmy okazję zagrać na jednej scenie z zespołami takimi jak Runika, Radogost, Netherfell, Morhana – w ramach ogólnopolskiej trasy Folk Metal Night, choć nie tylko. Rok ten był też dla nas ważny dlatego, że zaczęliśmy przygodę ze studyjnym nagrywaniem, czego wymierne efekty – mamy nadzieję – będzie można dostrzec w niedalekiej przyszłości...

- Skąd czerpiecie inspiracje?

-(G.P.) Odpowiedź na pytanie „z czego inspiracji nie czerpiemy?” byłaby zdecydowanie krótsza... Ale tak całkiem na poważnie - tę kwestię należałoby rozdzielić na sferę muzyczną i tekstową. Inspiracje muzyczne są niezmiernie szerokie. Inspirujemy się głownie muzyką ludową i dawną. Doszukujemy się w niej głębi, czegoś, co pozwoli nam stworzyć melodie, które chwycą za serducho i nie dadzą się od siebie uwolnić. Natchnienie może przyjść wszędzie –pomysły rodzą się w naszych domach, w lesie czy nawet w knajpie przy piwie. I to jest piękne, że muzyka odcisnęła w nas takie piętno, że wena spotka cię w najmniej oczekiwanym momencie. Myślę, że spora część z nas inspiruje się też innymi poważniejszymi zespołami, które grają ciężko. Dzięki temu możemy próbować łączyć nasze pomysły i tworzyć coś nietypowego, coś innego, coś naszego. A co do tekstów, to sądzę, że Kacper ujmie to w najbardziej odpowiedni sposób.

-(K.Ł.) Inspirację do pisania tekstów czerpiemy ze źródeł historycznych, bogatej polskiej literatury oraz dawnych, głównie słowiańskich, podań. Teksty naszych piosenek dotyczą często spraw codziennych dla prostych ludzi z zamierzchłych czasów. Śpiewamy o biesiadach, kulcie bogów, wojnie. Dzięki temu nasza muzyka jest przystępna dla publiczności. Tworzymy żywe i często humorystyczne kawałki, tak, aby były bliskie odbiorcom.

-(Z.S.) Warto tu wspomnieć o tym, że nie zapominamy o korzeniach. Chodzi o nasz lokalny patriotyzm. Prezentując szerszej publiczności utwór „Cantilena Inhonesta”, wspominamy z dumą, skąd pochodzimy i przytaczamy historię tego tekstu. To, że wykorzystujemy to dzieło Mikołaja z Koźla, dowodzi, jak ważna jest dla nas inspiracja przeszłością i dorobkiem polskich autorów.

- W waszej muzyce słychać wiele różnych instrumentów...

- (G.P.) Tak. Jest ich sporo, bo oprócz tych współczesnych, pojawiają się też te historyczne. Prócz skrzypiec wykorzystujemy takie instrumenty jak dudy, flety, piszczałki i inne przeszkadzajki. Są też akcenty egzotyczne – chociażby mongolski topshur... Dużo tego.

Wspomniałeś coś o dudach...

- (G.P.) Tak właśnie. Dudy. Nie te szkockie, lecz te średniowieczne. Brzmiące, wydawać by się mogło, brudno, ale jakże klimatycznie. Piękny instrument. Robi niesamowite show. Samo pojawienie się dud wzbudza zainteresowanie, a ich brzmienie potrafi gromadzić tłumy. Dość rzadko spotykany instrument, ale jest niesamowity. Dobrze, że ludzie umieją go docenić, bo sama gra na nim nie należy do najłatwiejszych. Trzeba mieć mocne usta i srogie dmuchnięcie.

I na koniec: jakie plany na przyszłość?

- (G.P.) Cóż. Plany możemy snuć bardzo po cichu, ale nasze cele mamy już postawione. Na pewno chcemy skupić się na wydaniu tak długo wyczekiwanego demo. Poczyniliśmy ku temu zdecydowane kroki, więc to jedynie kwestia czasu.

- (Z.S.) Nie chcemy zwalniać też koncertowego tempa. Koncertowe plany zaczynają przybierać jakiś kształt i na horyzoncie pojawiają się propozycje. Najprawdopodobniej rok zaczniemy lokalnie, bo szykują się dwa koncerty w Kędzierzynie-Koźlu. Nieśmiało liczymy na udział w KozAll Festiwal, na który niedawno się zgłosiliśmy.

- (K.Ł.) Jako, że jesteśmy rekonstruktorami, planujemy też pokazać się w wersji czysto akustycznej i historycznej. Dojdzie szersze instrumentarium, zmieni się repertuar. To jednak będzie równoległy projekt, który umożliwi pokazanie się szerszej publice w trochę delikatniejszym wydaniu. Będzie można spotkać nas wszędzie, bo chcemy odwiedzić parę miejscowych imprez, dożynek i festiwali. Priorytetem jednak wciąż pozostanie wydanie naszego pierwszego krążka.

- Wobec tego z niecierpliwością czekam na waszą płytę i życzę zawładnięcia scenami w kraju i za granicą.

- (G.P.) To my dziękujemy za możliwość przedstawienia lokalnej społeczności naszego zespołu. Do zobaczenia na koncertach! Sława!

Rozmawiała: Anna Hyla

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
raróg 09.02.2017 21:55
Wszystkie sławne zespoły zaczynały w piwnicach. Powodzenia.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ