Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 27 listopada 2024 10:42
Reklama
Reklama
Reklama

Zakład Stolarski G&G Kolasa od kuchni. Cenione raciborskie meble do zabudowy. Realizacje również w Kędzierzynie-Koźlu

Zakład Stolarski G&G Kolasa od kuchni. Cenione raciborskie meble do zabudowy. Realizacje również w Kędzierzynie-Koźlu
Choć o sztuce gotowania wiedzą niewiele, można ich z powodzeniem nazwać mistrzami kuchni, bo tworzone przez nich meble podbiły serce niejednej gospodyni. O sobie mówią niechętnie, a ożywiają się dopiero wtedy, gdy tematy schodzą na sport, hodowlę gołębi i psów, czyli dziedziny, które od lat konkurują ze stolarstwem.

1-4

STOLARNIA OPARTA NA PRZYJAŹNI

Kiedy pan Ginter widział jaki ciężki zawód wykonuje jego ojciec ślusarz, wiedział, że nie pójdzie w jego ślady. Dopiero w warsztacie Jana Woszka poczuł, że praca z drewnem jest tym co mógłby robić w życiu. W rodzinnych Tarnowskich Górach rozpoczął więc naukę w szkole zawodowej, zdobywając jednocześnie doświadczenie w stolarni.

– Pracowałem codziennie do 14.00, a popołudnia spędzałem na lekcjach. U mistrza to była stara niemiecka szkoła. Wszystko musiało być wykonane dokładnie, szczególnie szuflady, do których nie wcisnęłoby się nawet żyletki – wspominał pan Ginter, który po egzaminie czeladniczym jeszcze przez osiem lat pracował u swojego majstra.

Po przeprowadzce do Raciborza ze znalezieniem pracy nie było żadnych problemów, bo wieloletnie doświadczenie, zdobywane w prywatnym zakładzie stolarskim, było najlepszą rekomendacją. Pierwszy rok pan Kolasa spędził w stolarni Eryka Tatarczyka, która mieściła się przy ul. Polnej.

– Moja żona, która była kalkulatorką w Gastronomii, dowiedziała się kiedyś od kucharza, że jest do wynajęcia warsztat Kotuli w Sudole. Razem z kolegą Jerzym Metznerem, z którym wtedy pracowałem, postanowiliśmy spróbować własnych sił – tłumaczył.

Założenie wspólnej firmy okazało się strzałem w dziesiątkę. Zapotrzebowanie na meble było ogromne, a inwestycje niewielkie, bo większość maszyn panowie sukcesywnie odkupywali od właściciela. W ciągu ośmiu lat wspólnej pracy nie sprawdziło się też żadne przysłowie dotyczące spółek. Wspólnicy świetnie się dogadywali, a gdy w 1965 roku każdy rozpoczął działalność na własny rachunek, rozstali się w zgodzie.

6-3– Do dziś raz w tygodniu rozmawiam z Jerzykiem, który mieszka na stałe w Niemczech. Cały czas się przyjaźnimy – wyjaśniał pan Ginter.

Do swojej nowej stolarni, która powstała razem z domem na Ostrogu, pan Kolasa zabrał ze sobą jednego pracownika. O klientów martwić się nie musiał, bo w tamtych czasach ich nie brakowało. Gorzej było z materiałami, o które trzeba było zabiegać wykorzystując wszelkie znajomości.

– Drewno braliśmy ze składnic w Pietrowicach Wielkich, Głubczycach i Koźlu. Robiliśmy szafy, garderoby, stoliki RTV, a gotowe wyroby wstawialiśmy do sklepów rzemieślniczych w Raciborzu i Wodzisławiu Śląskim, które od nas brały 28 procent prowizji – mówił pan Ginter, który lata ciężkiej pracy w stolarni przypłacił utratą zdrowia. – Wiele bym dzisiaj dał, żeby mnie tak kręgosłup nie bolał. Tyle się w ciągu życia nadźwigałem płyt i mebli, że teraz to wszystko wychodzi, ale do warsztatu i tak zaglądam pięć razy dziennie. Najbardziej żałuję tego, że jestem taki stary i już nie zdążę popracować na tych nowoczesnych maszynach – podsumowywał stolarz.

7-3W PRACY JAK W SPORCIE – NIE MOŻNA SIĘ PODDAWAĆ

Pan Grzegorz do stolarni ojca zaglądał rzadko i do kontynuowania rodzinnych traadycji przekonania nie miał.

– Zawsze kochałem samochody, więc myślałem że zostanę mechanikiem albo kierowcą. W końcu zwyciężył jednak zdrowy rozsądek, choć motoryzacją pasjonuję się do dziś – tłumaczy.

Oprócz fascynacji samochodami były też wakacyjne obozy sportowe, bo sporty walki, a w szczególności zapasy, pasjonowały go od dziecka.

– Kibicowałem naszym zapaśnikom i byłem jedynym raciborzaninem na olimpiadzie w Atlancie. Oglądałem na żywo wszystkie trzy walki o złoty medal i słuchałem hymnu, który grali dla Ryśka Wolnego. To było ogromne przeżycie – wspomina pan Grzegorz, który od 1996 roku, poza pekińską, nie opuścił żadnej olimpiady. Sportowe zacięcie przydało się, gdy zaczynając szkołę zawodową trafił na praktyki do ojca w czasach największego kryzysu.

8-3 Specjalizowaliśmy się wtedy w garderobach do przedpokojów. Robiliśmy ich tysiące i wszystkie schodziły na pniu. Mama, która zrezygnowała z pracy w Gastronomii, od lat 70. rozwoziła je nyską do sklepów na całym Śląsku. Widziałem ostatnio taką 30-letnią garderobę, która wciąż stała u klientki i uwieczniłem ją sobie na zdjęciu – mówi ze śmiechem pan Grzegorz, który egzamin czeladniczy zaliczył dzięki wykonanemu samodzielnie dębowemu frontowi kuchennemu. Choć pewnie wtedy jeszcze o tym nie myślał, ale to właśnie meble kuchenne za kilka lat miały się stać firmowym produktem stolarni Kolasów.

Zanim pan Grzegorz na dobre zaczął pracować w rodzinnej firmie, odbył zastępczą służbę wojskową i miał, jak sam o nim mówi, 2-letni incydent w firmie budowlanej na lotnisku we Frankfurcie. Wrócił do Raciborza gdy urodziła mu się córka. Czekało go też sporo wyzwań zawodowych, ale największym egzaminem była powódź.

meble kolsa zakład (1)– Nikt nie spodziewał się takiej wody. Wydawało nam się, że wystarczającym zabezpieczeniem będą worki z piaskiem, tymczasem potopiły się maszyny, komputery i samochody. Drewno popłynęło z Odrą, a napuchnięte od wody płyty nadawały się tylko na rozpałkę. Prąd mieliśmy dopiero po miesiącu. Na szczęście zaprzyjaźnieni z nami stolarze, których nie dotknął kataklizm, udostępnili nam swoje pomieszczenia, byśmy mogli ruszyć z produkcją – opowiada pan Grzegorz.meble kolsa zakład (2)

Do dziś w stolarni Kolasów czas dzieli się na ten przed powodzią i po niej. Paradoksalnie woda, która zniszczyła wszystko, co spotkała na swojej drodze, jednocześnie wpłynęła na rozwój firmy. Pożyczka z funduszu Phare pozwoliła na sfinansowanie dwóch nowych maszyn: piły panelowej i oklejarki. Później przyszedł czas na wiertarkę wielowrzecionową, ale prawdziwym przełomem był zakup CNC, czyli maszyn numerycznie sterowanych, które zapoczątkowały nową erę w stolarstwie.

NAJPIERW SĄ LUDZIE, POTEM MASZYNY

Od początku istnienia firmy Kolasowie mieszkali w domu przy stolarni. Niedawno pan Grzegorz przeniósł się z rodziną sto metrów dalej.

– Kiedyś mieszkałem w pracy, a teraz obok pracy. Czasy się jednak zmieniły i ludzie nie przychodzą już wieczorami po tyczki do pomidorów – mówi ze śmiechem.

Kiedy życie prywatne jest tak blisko zawodowego, wcześniej czy później kolejni członkowie rodziny dołączają do firmy. Najpierw swoją pomocą wsparła męża Gintera pani Barbara, która zrezygnowała z pracy by zająć się prowadzeniem księgowości i kadr. Ponieważ świetnie radziła sobie za kółkiem, została też kierowcą i ku zdumieniu klientów rozwoziła zamówione meble po całym Śląsku. W latach 90. dołączyła żona pana Grzegorza – Gabriela, która dziś prowadzi własną firmę, zaopatrującą klientów stolarni w sprzęt AGD.

Na szczęście nie samą pracą Kolasowie żyją. Drugą pasją pana Gintera od 15 lat są gołębie. Kiedyś je lotował, dziś hoduje wyłącznie dla przyjemności.

meble kolsa zakład (3)– Teraz jest ich czterdzieści, a ja przynajmniej mam co robić – podsumowuje. Podczas gdy pan Ginter zachwyca się ptakami, jego syn zdecydowanie woli czworonogi. – Pierwszy pies, którego przyprowadził do domu mąż, to był rotweiler. Potem poznaliśmy welsh corgi pembroke, ulubione psy królowej brytyjskiej oraz owczarki australijskie i zdecydowaliśmy się na ich hodowlę – tłumaczy pani Gabriela.

Wraz ze swymi pupilami Kolasowie przemierzali całą Europę, by brać udział w światowych wystawach m.in. w Portugalii czy Norwegii. Wspólne hobby jest odskocznią od codziennej pracy w rodzinnej firmie, która od 1998 roku zaczęła się specjalizować w produkcji mebli kuchennych.

meble kolsa zakład (4)– Od tego czasu wiele się zmieniło. Kiedyś nie było zmywarek i pochłaniaczy, teraz to standard w wyposażeniu każdej kuchni. Pojawiły się meble prowansalskie, ale równie popularne są wciąż nowoczesne, w lakierach z połyskiem – tłumaczy pan Grzegorz, który stara się nie opuszczać targów branżowych w Kolonii, Poznaniu czy we Włoszech. Do raciborskiej stolarni trafiają zaś coraz częściej klienci z Niemiec, Czech, a nawet Wielkiej Brytanii.

Jak jednak podkreślają właściciele, największym sukcesem firmy są jej pracownicy. Dziś Kolasowie zatrudniają ich wraz z uczniami dwudziestu pięciu. Mogą się też pochwalić wyszkolonymi w ciągu 50 lat istnienia firmy prawie dwustoma uczniami. Najlepsi z nich zawsze mają tu pracę.

– Dobra załoga, to nasz największy atut. Mamy pracowników, którzy są z nami od 25 lat. Zawsze powtarzam, że najpierw są ludzie, a potem maszyny – podsumowuje pan Grzegorz.

G&G Kolasa (6)

Zapraszamy do zapoznania się z naszą ofertą i kontaktu:

G&G Kolasa

47-400 Racibórz

  1. Rogera 1


tel.: 32 415 36 17

email: [email protected]

www.meblekolasa.pl

ZOBACZ REALIZACJE ZAKŁADU STOLARSKIEGO G&G KOLASA NA STRONIE INTERNETOWEJ FIRMY

Materiał promocyjny 


1-4

1-4

3-4

3-4

6-3

6-3

7-3

7-3

8-3

8-3

Powiązane galerie zdjęć:

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ