Aż 15 kilometrów w lodowatej Odrze pokonała grupa ekstremalnych pływaków podczas 11 już Spływu Twardzieli, który w sobotę rozpoczął się w Roszowickim Lesie, a zakończył na przystani „Szkwał” w Koźlu. Rozmowa z Januszem Tyką, uczestnikiem spływu i jednym z jego współorganizatorów.
- Ilu twardzieli zdecydowało się na kilkugodzinną lodowatą kąpiel?
- Wystartowało 15 osób i wszystkie całe, zdrowe i szczęśliwe dotarły do mety.
- Podobno takich dystansów w warunkach zimowych poza wami nikt nie pływa.
- Zgadza się, to najdłuższy zimowy spływ w Europie. Pokonanie go to prawdziwy wyczyn.
- Równie dobrze dziś mógł być trzaskający mróz. Tymczasem pogoda prawie wiosenna. To ułatwiło czy utrudniło zadanie?
- Do ciepłej wody wchodzi się lepiej. Tak jest wtedy, gdy temperatura powietrza jest na solidnym minusie, a woda ma około zera. Dzisiaj wchodziliśmy do wody zimnej, bo było kilka stopni na plusie. Dlatego było trudniej.
- Do mety przypłynęliście szybciej niż planowaliście. Dlaczego?
- W Odrze jest dużo wody, co sprawia, że nurt jest szybszy. Stąd szybkie tempo.
- Wiele osób na samą myśl o wejściu do lodowatej wody dostaje ciarek. Pan nie tylko raz w roku bierze udział w spływie twardzieli, ale regularnie morsuje. Po co?
- To trochę mierzenie się z samym sobą, przekraczanie własnych granic. A także rzucenie wyzwania naturze. Morsowanie wciąga i daje mnóstwo frajdy. Ta adrenalina uzależnia.
- Morsy zapewniają, że zimowe kąpiele to samo zdrowie. Organizm się uodparnia. Panu zdarza się złapać katar albo przeziębienie?
- Tak rzeczywiście jest. Morsowanie to najtańsza forma profilaktyki zdrowotnej, która działa. Mnie przeziębienia się nie imają.
Autorem fotoreportażu jest Sebastian Kubny.
Reklama
Zimna woda robi im dobrze. Twardziele przepłynęli z Roszowickiego Lasu do Koźla
- 28.02.2015 18:31
Powiązane galerie zdjęć:
Napisz komentarz
Komentarze