Grupa radnych powiatowych i miejskich Kędzierzyna-Koźla gościła niedawno w partnerskim mieście Öhringen w powiecie Hohenlohe w Niemczech . Odwiedzin w ośrodku dla emigrantów nie było w programie wizyty, ale gospodarze w końcu zgodzili się pokazać gościom z Polski panujące tam realia. O wrażeniach z tej wizyty rozmawiamy z radnym rady miasta Adamem Sadłowskim.
KK24.pl: - Podczas tego rodzaju kurtuazyjnych wizyt z reguły unika się trudnych tematów. Skąd więc pomysł, żeby pojechać do ośrodka dla emigrantów? Niemcy chyba sami tego nie zaproponowali?
Adam Sadłowski: - Rzeczywiście, program wizyty nie obejmował wizytacji w ośrodku dla uchodźców. Niemcy szczególnie się tym nie chwalili. Udało nam się jednak dowiedzieć, że takie miejsce funkcjonuje w tym miasteczku wielkości naszego Koźla. Kolorowym i zadbanym, gdzie wszyscy się znają. Poprosiliśmy więc o możliwość zobaczenia, jak wygląda ten ośrodek. Chciałem zweryfikować to, co widzę w telewizji, z rzeczywistością. Niemcy nie byli zachwyceni, ale w końcu zgodzili się nas tam zawieźć w czasie wolnym.
- Co to za ośrodek?
- Wyłącznie dla mężczyzn. Przebywa ich tam 180. Przeważnie w sile wieku. Wielu bardzo młodych. Przyjechali głównie z Bliskiego Wschodu. Pojechałem tam ja i jeszcze kilku innych radnych. Pozostali nie byli zainteresowani.
- Jak na waszą wizytę zareagowali mieszkańcy ośrodka?
- Miałem wrażenie, że sobie z nas drwią. Na pytania, skąd są, odpowiadali lekceważąco. Zresztą, wiedzę o poszczególnych osobach Niemcy opierają często na deklaracjach. Ci ludzie niejednokrotnie nie mają żadnych dokumentów. Tak naprawdę nie wiadomo, kim oni są. Na dzień dobry zakazano nam fotografowania, aby nie naruszyć godności osób przebywających w tym ośrodku. Jedno zdjęcie udało się zrobić Jakubowi Gładyszowi, który również uczestniczył w wizycie. Szybko okazało się, że taka postawa dotyczy całego podejścia Niemców do uchodźców. Panuje jakaś niezrozumiała dla mnie poprawność polityczna. O wielu aspektach tego problemu Niemcy wcale nie chcieli rozmawiać albo bagatelizowali rzeczy, których według mnie bagatelizować nie można. Tak jak w całych Niemczech, również w Öhringen dochodzi do różnych ekscesów.
- Ekscesów?
- Mieszańcy ośrodka to jak wspomniałem przeważnie młodzi i zdrowi mężczyźni. Mają zapewnione wyżywienie i wszechstronną opiekę, a nawet usługę sprzątania. Dostają markowe ubrania, telefony i spore kieszonkowe. A do tego nie mają nic do roboty. Gdy już po wizycie w ośrodku spotkaliśmy się z naszymi gospodarzami w trochę luźniejszej atmosferze, niektórym trochę rozwiązał się język. W miasteczku miało dojść do przypadku usiłowania gwałtu. Codziennym problemem jest zaczepianie młodych kobiet i bójki. Ale to temat tabu. Oficjalnie wszystko jest pięknie.
- Co zatem Niemcy mówią oficjalnie?
- Przeważnie tłumaczą, że ci mężczyźni nie wiedzą, co robią, gdyż są z innego kręgu kulturowego, trzeba im wybaczyć i okazywać miłosierdzie. Są to ludzie w potrzebie. Moim zdaniem oni doskonale wiedzą, co robią, a robią to, bo mają świadomość, że na wiele mogą sobie pozwolić bez ponoszenia konsekwencji. Niemcy na to, że do przestępstw zawsze dochodziło i będzie dochodzić, a od karania winnych są sądy. Po takim argumencie trudno dalej dyskutować.
- Może uznali, że udało się Pana przekonać?
- Nie, bo w końcu powiedziałem im wprost, że są bardzo naiwni. Oczywiście spotkało się to z wielką konsternacją.
- Skąd ta poprawność polityczna u Niemców?
- Wydaje mi się, że to wynika z ciężaru ich własnej historii. Podświadomie chcą odkupić winy z przeszłości. Słusznie, ale nie tędy droga. Oni liczą na to, że ci emigranci się zasymilują i będą pracować. Tak jak zasymilowali się mieszkający w Niemczech Polacy. To jednak zupełnie inne sytuacje. Ci ludzie nie po to tam przyjechali.
- Uchodźcy w Polsce?
- Po tym, co zobaczyłem w Niemczech, jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że nie należy ich tu wpuszczać.
Reklama
Nasi radni pojechali do ośrodka dla emigrantów w Niemczech. „Powiedziałem im, że są naiwni”
- Grzegorz Stępień
- 19.05.2016 09:27
Napisz komentarz
Komentarze