Poskromić zapędy oratorskie niezależnego radnego Ryszarda Masalskiego próbowało już wielu, zawsze jednak z mizernym, a czasem wręcz odwrotnym skutkiem. Radny do powiedzenia ma dużo i w każdym niemal temacie. Może traci przy tym rachubę czasu? Z takiego założenia najwyraźniej wyszedł radny Przemysław Pawlik, który na ostatnią sesję rady miasta przyniósł ze sobą stoper, aby zmierzyć, jak wiele czasu Masalski spędzi przy mikrofonie.
Jako wuefista radny Pawlik ma wprawę w używaniu stopera. Nie można mieć więc wątpliwości co do wiarygodności dokonanego przez niego pomiaru. Nie krył się z tym. Już na początku czwartkowej sesji rady miasta ogłosił, że będzie monitorował czas, w którym radny Masalski będzie przy głosie.
- Szanujmy swój czas – mówił radny Pawlik. – Apeluję do pana o wstrzemięźliwość i ograniczenie się do merytorycznych argumentów – zwrócił się do Masalskiego.
Rzeczywiście, gdyby zmierzyć częstotliwość zabierania głosu przez radnych na sesjach i długość wypowiedzi, Ryszard Masalski byłby na pierwszym miejscu, a za nim długo, długo nic. Szczególnie dużo czasu radny poświęca argumentowaniu konieczności przyjęcia przez miasto planu gospodarczego, który, jego zdaniem, byłby remedium na wszelkie problemy, z którymi boryka się Kędzierzyn-Koźle. Tylko na ostatniej sesji radny kilkukrotnie kończył swoje oracje apelem, by plan opracować i przyjąć.
O ile na początku kadencji częste korzystanie z mikrofonu przez radnego Masalskiego było traktowane pobłażliwie, o tyle w miarę upływu kolejnych miesięcy towarzyszy mu coraz większa irytacja ze strony pozostałych radnych. Nie są odosobnione apele do przewodniczącego rady miasta Andrzeja Kopcia, by poskramiał radnego Masalskiego, szczególnie gdy ten odbiega od tematu lub powtarza tezy wygłoszone wcześniej. Aż w końcu pojawił się stoper, co, rzecz jasna, nie zostało przez radnego przyjęte z entuzjazmem.
- Mam prawo przekonywać państwa jak uważam. Jeżeli siła argumentu nie przekonuje, to być może do przyjęcia inicjatyw przekona długość argumentacji – bronił się radny Masalski, zaznaczając, że fakt mierzenia czasu jego wypowiedzi wcale go nie uraża, a wręcz się z tego cieszy, gdyż dzięki temu będzie mógł pobijać własne rekordy na kolejnych obradach.
Na końcu sesji radny Pawlik podsumował swoje pomiary. Obrady, nie licząc przerw, trwały około 5 godzin. W tym czasie Ryszard Masalski mówił przez godzinę i 25 minut, czyli ponad jedną czwartą całego czasu. Nie trzeba dodawać, że nikt nie mówił dłużej. A ponieważ szczególnie dużo czasu radny Masalski poświęcił komentarzom w punkcie dotyczącym zmian w budżecie, Pawlik zaproponował, aby wysłać go na szkolenie w tym zakresie i to najlepiej w czasie kolejnych obrad, aby zobaczyć, jak długo wówczas będą one trwały.
- Na sesję przychodzimy po to, aby ustalić konkrety. A słuchanie po pięć razy tego samego jest marnowaniem czasu nas wszystkich – skwitował Pawlik.
Radny Masalski słuchał tego wszystkiego z marsową miną, jednakże nic nie wskazuje na to, by zamierzał zmienić swój styl sprawowania mandatu radnego na sesjach, co zresztą zapowiedział. Nie został jednak na polu bitwy zupełnie sam.
- Wynika z tego, że im mniej się ktoś odzywa, tym lepiej. Ja też to przerabiałem i nieraz mam takie wrażenie, że odzywanie się nie ma sensu, bo zabiera się państwu czas (radnym większościowego klubu Platformy Obywatelskiej – red.), który macie zaplanowany, tak jak wyniki głosowania. To, że ktoś zawsze jest przegłosowywany na nie, wcale nie oznacza, że ma głupie pomysły, a że występuje wbrew wcześniejszym ustaleniom partii, ugrupowań, czy klubu. Wynikałoby z tego, że najlepszym radnym jest ten, który się nie odzywa, a tak wcale nie jest – uznał radny Rafał Olejnik z klubu Radnych Niezależnych, do którego niegdyś należał Ryszard Masalski.
Bo w istocie, w radzie miasta obecnej kadencji nie brakuje też radnych, którzy odzywają się niezmiernie rzadko, by nie powiedzieć, że wcale.
Reklama
Stoperem w Ryszarda Masalskiego. Czwartą część sesji rady miasta mówił tylko on
- Grzegorz Stępień
- 01.04.2016 16:40
Napisz komentarz
Komentarze