Szopy pracze, znane ze swojego charakterystycznego wyglądu i niezwykłej inteligencji, coraz częściej stają się mieszkańcami terenów miejskich. To bardzo urokliwe zwierzęta, które swoim sprytem potrafią bardzo zaskoczyć. Niestety, z powodu urbanizacji i zmniejszającej się powierzchni naturalnych siedlisk, wiele z tych zwierząt jest skazanych na pewną śmierć. Są często obiektem dla kłusowników. Szopy pracze nie są rodzimymi mieszkańcami Europy. Zostały wprowadzone na nasz kontynent głównie przez człowieka, który teraz niestety podchodzi do nich jak do szkodników.
Szopy pracze, choć fascynujące, stanowią poważne wyzwanie dla polskiego ekosystemu. Ich status jako gatunku inwazyjnego sprawia, że traktowane są tylko jak szkodniki, stając się obiektem polowań.
Gdy pani Jolanta po raz pierwszy zobaczyła szopy w szopowisku u doktora Grzegorza Dziwaka, całkowicie się w nich zakochała.
- Po tym spotkaniu nie miałam wątpliwości, co teraz będę robić, one całkowicie zawładnęły moim sercem. To tak zabawne, kontaktowe zwierzęta, pamiętam, że wyszłam z woliery bez spodni, małe spryciule potrafią wszystko zwinąć. Tam ich chyba było ze sto - wspomina z uśmiechem pani Jolanta.
Tą wielką miłością zaraziła swojego partnera pana Andrzeja i wspólnie postanowili, że będą pomagać tym zwierzętom. Założyli Azyl dla Dzikich Zwierząt i pod swoją opieką mają kilkanaście szopów. Jednak nie tylko szopy pracze znajdują u nich schronienie, ale również inne zwierzęta dzikie, jak np. maleńkie sarny. Azyl dla Dzikich Zwierząt to specjalistyczne miejsce, które zapewnia opiekę i rehabilitację zwierzętom, które zostały ranne, osierocone lub w inny sposób znalazły się w potrzebie. Pierwsze szopy, które trafiły do azylu w Dębowej, to maluszki, które trzeba było karmić butelką.
- Trudno ich nie pokochać, te ich słodkie łapki, spryt, urocze kombinowanie i miłość jaką potrafią dać człowiekowi. Co prawda to małe łobuzy i wiemy, że zaraz coś wykombinują, ale nadrabiają błyskotliwością. Straszne jest to, że niestety cały czas traktuje się szopy jako gatunek inwazyjny, często są odstrzeliwane, giną matki młodych szopów. Te maluchy, opuszczone i bezbronne, trafiają do nas, gdzie otaczamy je troską i miłością, jakiej potrzebują. Naszym celem jest zapewnić im bezpieczeństwo i szansę na zdrowy rozwój - mówi pani Jolanta.
Pani Jolanta i pan Andrzej założyli fundację Szopowisko Andrzejówka i planują również przygarniać dzikie ptaki i jenoty. Ich wielkie serce do zwierząt zauroczyło sąsiadów, którzy bardzo pomagają w rozbudowie azylu. Fundacja prowadzi swoją stronę na Facebooku, kliknij tutaj.
- Bardzo dziękujemy naszym wspaniałym sąsiadom Basi i Andrzejowi Kleinert oraz Leszkowi i Basi Sura, są cudowni, wyrozumiali i bardzo nas wspierają, pomagają budować woliery. Przychodnia Cztery Łapy, Magdalena Żuchora, również bardzo nam pomaga, jest niezastąpiona. Pan Bernard z Przytuliska Dębowa codziennie dostarcza mleko kozie dla naszej malutkiej sarenki. Strasznie się cieszę, że takich ludzi spotykam na swojej drodze, to powoduje, że człowiek chce robić więcej dla zwierząt - dodaje Jolanta.
Napisz komentarz
Komentarze