Jeszcze kilka lat temu starcie drużyn z Bełchatowa i Kędzierzyna-Koźla byłoby hitem kolejki, obecnie jednak oba zespoły mocno rozczarowują. Dzisiejszy mecz był szansą dla ZAKSY na przełamanie fatalnej serii i zbliżeniu się do czołowej ósemki ligi, ale również miejscowi celują, by sezon zasadniczy zakończyć w gronie drużyn walczących o medale. W pierwszym secie oglądaliśmy prawdziwą demolkę. Nasz zespół tylko w początkowej fazie dotrzymywał kroku bełchatowianom, od stanu 8:6 gospodarze wygrali siedem wymian, a trzykrotnie zablokowany został Łukasz Kaczmarek. Skra nie zwalniała i przy biernej postawie klubowych mistrzów Europy zawstydziła ich, ogrywając ZAKSĘ do 12.
Od początku drugiej partii głośno dopingujący kibice z Kędzierzyna-Koźla mogli mieć nadzieję, że ich zespół wraca na właściwe tory. Kędzierzynianie wypracowali sobie kilkupunktową przewagę, ale nie potrafili jej utrzymać. Miejscowi potrafili podnieść się ze stanu 18:21 i doprowadzić do gry na przewagi. Drużyna trenera Sammelvuo nie wykorzystała swojej szansy na wygranie seta, zaś miejscowi potrzebowali trzech piłek setowych, by zwyciężyć - decydujący okazał się as serwisowy Bartłomieja Lipińskiego.
W trzeciej partii ZAKSA walczyła, dobrą zmianę dał Bartłomiej Kluth, który zastąpił fatalnie wyglądającego dziś Kaczmarka, co poprawiło naszą grę w ataku. Kędzierzynianie odrobili czteropunktową stratę, a po punktowym bloku na Konarskim objęli prowadzenie (20:21). W tej sytuacji o czas poprosił szkoleniowiec miejscowych Andrea Gardini, a po przerwie jego zespół odzyskał inicjatywę i wykorzystał proste błędy ZAKSY. Gospodarze zwyciężyli do 22, a cały mecz 3:0.
PGE GiEK Skra Bełchatów - Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle 3:0 (25:12, 28:26, 25:22).
Napisz komentarz
Komentarze