Wysiłek jest tak morderczy, że niektórzy po wyjściu z wody nie mogli ustać na nogach. Twardziele z Kędzierzyna-Koźla i nie tylko już po raz 12 zmierzyli się z lodowatą rzeką.
Spływ Twardzieli rozpoczął się o godz. 9 w Roszowickim Lesie, gdzie grupa 14 śmiałków w mokrych kombinezonach piankowych weszła do Odry i ruszyła w kierunku Koźla. Woda miała tylko 3,2 stopnia Celsjusza. Do pokonania mieli piętnaście kilometrów.
Inaczej niż w poprzednich latach, tym razem na mecie w przystani Szkwał pierwszy nie pojawił się Janusz Tyka, a inny kędzierzyński mors – Adam Giet. Pokonanie trasy spływu zajęło mu 2 godziny i 35 minut. Tyka pięć minut później dopłynął jako drugi.
- To nie był mój pierwszy spływ, ale pierwszy, gdy udało mi się najszybciej dotrzeć do mety, z czego jestem bardzo zadowolony – mówi Adam Giet. Jak tego dokonał? – Trzeba przez kilka lat marzyć, żeby być przed Januszem, to w końcu się uda. A tak poważnie, to sporo trenowałem, głównie pływanie w płetwach. Bez solidnego przygotowania byłyby małe szanse, żeby pokonać taki dystans w zimnej wodzie. Zmęczenie jest ogromne, ale też człowiek ma niesamowitą satysfakcję – dodaje.
Wśród twardzieli znalazła się też jedna twardzielka – Krystyna Szałas. W wodzie spędziła aż 3 godziny i 17 minut. Do mety dotarła skrajnie wyczerpana, ale szczęśliwa.
- Kocham Odrę! Jest wspaniała! – krzyknęła po zdjęciu rurki nurkowej. – Rzuciłam jej wyzwanie i dałam radę. Nie pokonała mnie. To ja pokonałam ją – cieszyła się.
Reklama
Rozmarzony twardziel i twardzielka zakochana w Odrze od pierwszego zanurzenia. ZDJĘCIA
- 30.01.2016 14:03
Powiązane galerie zdjęć:
Napisz komentarz
Komentarze