Był kierowcą na planie, asystentem kostiumografa, scenografa, reżysera, grał w reklamach i miał epizodyczne role w serialach. Starał się być wszędzie, gdzie się tylko dało, aby zdobywać doświadczenie i obserwować pracę innych ludzi filmu. Teraz Damiana Krajczyka z Kędzierzyna-Koźla możemy oglądać w serialu Netflixa "Wielka Woda", który już uważny jest za najlepszą polską produkcję na tej platformie.
Zamiast typowej kariery aktora, on wybierał trudniejsze ścieżki. Zamiast trzymać się schematów, szedł pod prąd, dzięki temu doświadczał, uczył się innej perspektywy, obserwował i stał się tym, kim jest obecnie. Damian Krajczyk to skromny, wrażliwy i bardzo utalentowany absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Kędzierzynie-Koźlu, a następnie Akademii Teatralnej, wydziału sztuki lalkarskiej w Białymstoku. Jednak jego ścieżka edukacji i kariery nie była całkiem prosta, z pozoru nawet nieco chaotyczna. Jak widać, nic nie dzieje się bez przyczyny i każda rola uczyła go nowych umiejętności.
- W liceum byłem na kierunku biologiczno-chemicznym i okazało się, że jest to bardzo daleka mi tematyka, jednak nie robiłem nic, aby to zmienić i pójść na inny kierunek. Niestety zaspałem ze składaniem papierów do szkoły teatralnej i tak jakoś wyszło, że poszedłem na fizjoterapię do Opola. Potem wpadłem jeszcze na mądry pomysł, że zamiast iść od razu do akademii teatralnej, pójdę za dwa lata, a w międzyczasie dowiem się, z czym to się je, dzięki czemu dostanę się za pierwszym razem. Taki był mój plan, bo wiedziałem, że nie jest prosto się tam znaleźć. Uczyłem się w prywatnej szkole w Krakowie. Mając 22 lata dostałem się do Akademii Teatralnej, wydziału sztuki lalkarskiej w Białymstoku. Nie wiedziałam za bardzo, co po tej szkole będę robił dalej. Chciałem grać w filmach, ale byłem jeszcze taki zagubiony - opowiada Damian.
- Rok studiowałem w Holandii oraz Hiszpanii, przy okazji robiąc przedstawienia. Na jednym z festiwali dostałem nagrodę, dzięki czemu nie musiałem robić dyplomu z moim rokiem, tylko mogłem pojechać do Holandii. Wszyscy ludzie z mojego roku bardzo chcieli grać w teatrze, ja wręcz odwrotnie. Mi nie spieszyło się aż tak, wolałem pojechać do Hiszpanii i zobaczyć, jak tam się uczą. Ciekawa dla mnie była obserwacja tego, jak wygląda edukacja w Hiszpanii i uświadomienie sobie, jak wysoki poziom w tej kwestii reprezentuje Polska. Niestety to, że tam byłem, nieco utrudniło mi mój aktorski start - przyznaje.
Krok po kroku, czyli małe rzeczy w drodze do kariery
Jak opowiedział nam Damian, udział w castingach do rożnych ról nie jest tak prosty, jak się wydaje. Więc, aby móc brać w nich udział, Damian robił wszystko, by być blisko świata filmowego.
- Aby brać udział w castingach, trzeba mieć agencję, a żeby mieć agencję, musisz zaistnieć, najczęściej na festiwalach szkół teatralnych. Kiedy był festiwal, ja byłem w Hiszpanii. Poza tym, jestem po lalkarstwie i nasze przedstawienia nie jeździły wtedy na festiwale, nie byliśmy brani pod uwagę, jeśli chodzi o rynek dramatyczny. Niestety miałem przez to utrudnioną sytuację - opowiada.
Tak więc przez pierwsze dwa lata po studiach Damian grał głównie w reklamach, teledyskach, pomagał znajomym przy budowie scenografii. Była to dla niego dobra szkoła, uczył się czegoś nowego, oswajał się z kamerą i zwiększał świadomość samego siebie.
- Pierwszy casting do filmu dostałem trzy lata po szkole, więc w sumie w castingach biorę udział od zaledwie półtora roku. W świecie aktorskim naprawdę ciężko zaistnieć, bo jeśli nie ma się znajomości, nie zagrało się jako dziecko w "Pustyni i Puszczy", to bywa naprawdę ciężko. Absurdem jest na przykład to, że poszukuje się młodego aktora, ale jednocześnie z doświadczeniem. Więc robiłem wszystko, by zdobywać to doświadczenie, od bycia na planie kierowcą, asystentem kostiumografa, scenografa, reżysera, starałem się być wszędzie, gdzie się dało. Chodziło głównie o kontakty i bycie na planie, przyglądanie się pracy innych. Co drugi, trzeci casting wygrywałem, co prawda mówiłem raptem jedno zdanie w jakimś serialu, ale mało kto wie, jak trudno jest się tam dostać. Więc to doceniałem - mówi.
"Wielka Woda" i wielki debiut
Pierwsza większa rola, która przypadła Damianowi, to wcielenie się w syna Andrzeja Rębacza w produkcji Netflixa "Wielka Woda". To sześcioodcinkowy serial katastroficzny o powodzi, jaka nawiedziła Wrocław i okolice w 1997 roku. Serial zbiera sama pozytywne opinie i jest hitem na platformie.
- Z "Wielką Wodą" to była zabawna sytuacja. W sumie pomagałem reżyserce castingu dla aktorów zagranicznych. W efekcie to właśnie ja dostałem szansę zagrać taką postać. Drugi główny bohater to Adam Rębacz, a ja gram jego syna, którzy niemal zawsze mu towarzyszy. To taki dowód na to, że dobrym przepisem na zdobycie roli jest po porostu robienie wszystkiego dookoła. Zobaczyć mnie można już w trzecim odcinku. Przyjeżdżam z Niemiec, aby zabrać swojego ojca do domu, bo on zaczął bawić się w bojówkarza i okłada się pałami z policją, która chce wysadzić wały w Kętach. Później niemal cały czas jestem w filmie, razem z trzema głównymi bohaterami - opowiada.
- Po moich wcześniejszych doświadczeniach to był całkiem spory skok. Przy filmie pracowała 500 osób. W scenariuszu miałem numer osiem, a tuż za mną Tomasz Kot. To było dla mnie wyróżnienie. Nie mam tam zbyt wiele tekstu, więcej grania pantomimicznego, jednak w tej historii to się broni. To naprawdę specyficzna postać do zagrania, jestem uzupełnieniem swojego filmowego ojca, który może budzić kontrowersje. Rola przyszła w odpowiednim momencie, bo trzy miesiące przed tym wyprowadziłem się do Berlina - dodaje.
Mgła z helikoptera i miasto stworzone w basenie
Dla Damiana wszystko, co działo się w filmie, było niemałym szokiem a skala produkcji wprawiała go w prawdziwe zdumienie.
- Film był kręcony bardzo sprawnie, skala tej produkcji była dla mnie kosmiczna. Mgła rozpylona z helikoptera, czy miasto w basenie, nigdy nie widziałem czegoś takiego. Zapytałem aktorów, z którymi grałem, czy to co się dzieje na planie to top 5 ich życia, a oni mi odpowiedzieli, że nawet top 3. To zaszczyt dla mnie, że od takiej produkcji mogłem zacząć swoją historię - przyznaje.
- Miałem stres w związku z tym, że grając po niemiecku, musiałem sobie sam przerobić, przetłumaczyć scenariusz. Balem się, że z udźwiękowieniem charakterystycznym dla polskich produkcji, nie będzie mnie wyraźnie słychać. Do tego stres, emocje, bo były sceny, gdzie grało stu statystów wcielających się w mieszkańców wioski, stu statystów grających policjantów, ja tu mam powiedzieć trzy zadania. Nie czułem się pewnie. Poza tym to wszystko było tam dopięte na ostatni guzik i świetnie funkcjonowało. Warunki pracy idealne, miałem rażenie, że nawet jeśli ktoś nie byłby aktorem, odnalazłby się tam znakomicie. Film jest świetny i nie chodzi o to, że ja tam gram, ale uważam, że "Wielka Woda" podniosła poprzeczkę wyżej i wyznaczyła standardy - podsumowuje aktor.
foto: archiwum prywatne Damiana Krajczyka
Damian Krajczyk zagrał w hitowym serialu Netflixa "Wielka Woda". To mieszkaniec naszego miasta
- 10.10.2022 18:43
Napisz komentarz
Komentarze