Na co dzień pracuje z dziećmi cierpiącymi na porażenie mózgowe, autyzm, czy zespół downa. Pomaganie innym ma we krwi, a praca z małymi pacjentami jest dla niej prawdziwą przyjemnością. Kilka dni temu terapeutyczny labrador Coffee padł ofiarą ataku dwóch pitbulli. Ich właściciel wyprowadzał agresywne psy bez smyczy i kagańca. Coffee cudem przeżyła atak, ale nie wiadomo, czy i kiedy wróci do pełni zdrowia i pracy z dziećmi.
Wydarzenia z minionej niedzieli na długo zostaną w pamięci pani Aleksandry oraz jej niespełna czteroletniego labradora Coffee. Około godziny 13 kobieta wraz ze swoim pupilem przechadzała się w okolicy byłej jednostki wojskowej w Koźlu, gdy w oddali ujrzała mężczyznę spacerującego z kilkuletnią dziewczynką.
- Dopiero po chwili zobaczyłam dwa psy rasy pitbull wolno biegające w sporej odległości od swojego właściciela. Widząc ich mowę ciała, zrozumiałam, że sposobią się do ataku. Zaczęłam krzyczeć do mężczyzny, że jestem z psem, żeby zapiął swoje na smycz – wspomina pani Aleksandra.
Na reakcję było jednak za późno. Pitbulle w kilka sekund dopadły do Coffee, zaciskając na niej potężne szczęki. – Coffee upadła na ziemię. Wyła, piszczała, ale nawet nie próbowała się bronić, bo też nie potrafi – to pies zupełnie pozbawiony agresji. Po chwili przestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki i przestała się ruszać. To mądre zwierzę, prawdopodobnie udawała martwą, żeby tylko napastnicy zostawili ją w spokoju – wspomina pani Aleksandra.
Właścicielka Coffee, nie zważając na grożące jej niebezpieczeństwo, złapała za obrożę jednego z psów i zaczęła odciągać go od rannego labradora. Po chwili na miejsce dotarł właściciel zwierząt. – Zamiast zapiąć psy na smycz, trzymał jednego między nogami, a drugiego za obrożę i dyskutował ze mną, że mój pies też nie ma kagańca ani smyczy, a jego pieski chcą sobie pobiegać… Widząc nieodpowiednie zabezpieczenie psów przed kolejnym atakiem, zwróciłam mu uwagę, żeby je mocno trzymał. Wtedy mężczyzna puścił wolno jednego z pitbulli i zaczął szukać smyczy, krzycząc do mnie z pretensjami. Ten widok mnie przeraził. Odwróciłam się i poszłam do domu – mówi pani Aleksandra.
Po kilkudziesięciu minutach właścicielka rannego labradora była już u weterynarza. Coffee trafiła na stół operacyjny i była szyta w trzech miejscach. Szwy zostały założone na obu udach oraz w okolicach szyi. Jedna z ran była na tyle głęboka, że konieczne było zastosowanie jej drenażu. – Do rozmiarów tej rany przyłożył się właściciel pitbulla, który podnosił go z ziemi w momencie, gdy szczęki psa były zaciśnięte na Coffee. W efekcie rana się rozerwała – dodaje właścicielka labradora.
Na szczęście pies i jego właścicielka w obliczu nieszczęścia nie zostali pozostawieni samym sobie. – Pomogli mi przedstawiciele kędzierzyńsko-kozielskiego inspektoratu OTOZ. Jestem im bardzo wdzięczna za natychmiastową reakcję – mówi pani Aleksandra. Labrador ma za sobą jedną kontrolę, jutro czeka go kolejna. Jak na razie najgłębsza rana nie goi się prawidłowo. Dren nie może zostać wyjęty, a Coffee dostała kolejne antybiotyki. Pies jest obolały i cierpi. Dużo śpi i odpoczywa, co jest efektem podawanych mu leków. Na szczęście atak nie zostawił śladów na psychice zwierzęcia. Coffee nie przejawia lęku ani żadnej agresji podczas prób socjalizacji z innymi psami.
Nie wiadomo jak długo potrwa proces rehabilitacji labradora oraz kiedy Coffee będzie mogła wrócić do tego, co kocha najbardziej, czyli pomagania chorym dzieciom. - Odnośnie jej zdolności do pracy musi wypowiedzieć się komisja. Najpierw zdrowie, potem terapia. Dla Coffee jak najlepiej byłoby powrócić do normalnego życia – opowiada właścicielka psa. Coffee jest psem, który na co dzień pracuje z niepełnosprawnymi dziećmi, cierpiącymi m.in. na porażenie mózgowe, autyzm, zespół downa oraz wiele innych chorób. W tym roku już po raz trzeci uzyskała certyfikację Polskiego Towarzystwa Kynoterapeutycznego i znajduje się w rejestrze certyfikowanych psów terapeutycznych.
Sprawa pogryzienia psa pani Aleksandry została zgłoszona na policję. Jak na razie nie jest znana tożsamość właściciela pitbulli. Dlatego zwracamy się do naszych czytelników o pomoc. Informacje w tej sprawie można zgłaszać do kędzierzyńsko-kozielskiego oddziału OTOZ. Sprawa ma głębszy wymiar – nie chodzi jedynie o pociągnięcie do odpowiedzialności właściciela agresywnych zwierząt, ale też zwrócenie uwagi na problem.
W sprawie głos zabrała również Magdalena Malok, przewodnicząca Rady Fundatorów Fundacji na rzecz osób i zwierząt terapia i pies „Terapies”.
„Pragnę dodać parę słów, aby uświadomić ogrom strat, jakie poniosła Aleksandra w związku z nieodpowiedzialnością właściciela Pitbulli. Coffee jest psem terapeutycznym, który osiąga rewelacyjne efekty w pracy z osobami z niepełnosprawnością i dziećmi. Jest nie tylko delikatna, zaangażowana w zajęcia, ale przede wszystkim radosna w czasie pracy. Wywodzi się od psów nie przejawiających agresji, aporterów, co oznacza, że nacisk nie niszczy futra aportowanych zwierząt. Jest na tyle delikatny.
Obserwując Coffee w czasie egzaminów mogę stwierdzić, że nie przejawia żadnej agresji w stosunku do ludzi, ale także w stosunku do innych psów, a na psy wykazujące zachowania agresywne reaguje zupełną uległością. Tak ukształtowany pies jest rzadkością, ponieważ wymaga to nie tylko odpowiedniego doboru szczenięcia, ale również jego socjalizacji z różnymi zwierzętami (w tym z psami, gdzie pies uczy się, że nie może reagować agresywnie) z ludźmi i różnymi miejscami oraz szkoleniem metodami nieawersyjnymi, czyli bez agresji. Szkolenie takie jest bardzo drogie (od 2000zł w wzwyż) i czasochłonne.
Psy, które zaatakowały Coffee, wywodzą się z ras służących do zabijania ofiar i dlatego wiele się mówi o tym, że powinni je posiadać tylko ludzie, którzy przeszli odpowiednie testy psychiczne. Stanowią zagrożenie nie tylko dla innych zwierząt, ale również dla ludzi (podobno w tej dzielnicy mieszka dość wiele dzieci). Ze względu na siłę szczęk potrafią zabić nawet człowieka, dlatego tylko odpowiedzialni ludzie mogą być ich właścicielami. Coffee nie miała żadnych szans…. Czekamy na dalsze objawy zachowań Coffee po tych przejściach, ponieważ obawiamy się, że czeka ją terapia, która zlikwiduje efekty traumy. Do kosztów rehabilitacji doliczyłabym więc koszty powtórnego szkolenia i terapii. Jest to pies pracujący z dziećmi i musimy dbać o jej stan psychiczny, żeby mogła podjąć trud pracy oraz żeby upewnić się, że na pewno to zdarzenie nie spowodowało u niej zaburzeń.
Te psy pracują z ogromnym zaangażowaniem i przez nieodpowiedzialność, a może i przez chęć podniesienia swojej samooceny przez właściciela pitbulli, dzieci przez pewien czas nie będą mogły brać udziału w zajęciach z Coffee, nie mówiąc o bólu i traumie kochanego, przyjaznego i nieagresywnego psa – który nawet nie był nauczony się bronić. Nie winię psów, tylko właściciela, który równie dobrze mógłby wychodzić na spacery z bronią palną i od czasu do czasu strzelać z niej na oślep – bo to takie samo zagrożenie jak puszczanie pitbulli bez smyczy i kagańca i do tego jeszcze nie wyszkolonych na tyle, żeby właściciel mógł je odwołać i nad nimi zapanować”.
Agresywne psy omal nie rozszarpały terapeutycznego labradora. Szukają właściciela
- 26.11.2015 18:16
Napisz komentarz
Komentarze