Grzegorz Stępień
Anna Kubica rozdawała swoje ulotki wyborcze i rozmawiała z mieszkańcami, których spotkała na Rynku w Koźlu. Wizyta była częścią jej objazdu po Opolszczyźnie. Kandydatka Zjednoczonej Lewicy nie kryje, że nie jest mieszkanką regionu, a o pojawieniu się jej na opolskiej liście zdecydowała koalicyjna arytmetyka. Wzbrania się jednak przed nazywaniem jej „spadochroniarzem”, jak w potocznym języku określa się osobę, która kandyduje w danym okręgu, choć w nim nie mieszka, a co najwyżej – „spadochroniarką”.
- Chcę zachęcić mieszkańców Kędzierzyna-Koźla do oddawania głosów na Zjednoczoną Lewicę i na mnie. Jestem adwokatem, a więc praktykiem. Wiem zatem, jak należy tworzyć prawo, aby było ono przyjazne dla obywateli, a nie dla urzędów. Nie obiecuję mieszkańcom, że będę załatwiać drobne sprawy, jak remont ulicy, bo to byłoby oszustwo. Są to kwestie, którymi zajmują się samorządowcy, a nie parlamentarzyści. W Polsce potrzebujemy zmian systemowych, które przełożą się na wzrost poziomu życia i na tym chcę się skupić podczas pracy w Sejmie – mówi kandydatka. – Nie udaję, że jestem od dawna związana z Opolszczyzną, aczkolwiek bardzo trudno wskazać jedno miejsce, z którym wyłącznie jestem związana. Urodziłam się w Bielsku-Białej, 20 lat mieszkałam w Częstochowie, kilkanaście lat we Wrocławiu, a obecnie w Warszawie. Z kolei w Poznaniu prowadzę spółkę prawniczą – mówi o sobie Anna Kubica.
Podkreśla jednak, że Kędzierzyn-Koźle nie jest dla niej anonimowym miastem. Stąd pochodzą rodzice partnera jej cioci, zawodowo przyjeżdżała do Kędzierzyna-Koźla z racji znajdującego się tu aresztu śledczego, a jej partner jest pasjonatem historii, więc była na jednej z ostatnich rekonstrukcji bitwy o kozielską twierdzę i w byłym hitlerowskim obozie w Sławięcicach.
Napisz komentarz
Komentarze