Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 10:58
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Lekarze nie dawali im nadziei, rehabilitacja zdziałała cuda. Historia małego, dzielnego Miłosza i jego niezwykłych rodziców

Lekarze nie dawali im nadziei, rehabilitacja zdziałała cuda. Historia małego, dzielnego Miłosza i jego niezwykłych rodziców
Ich miłość przezwyciężyła wszystko, ich historia daje nadzieję. Gdy jedno dziecko rodzi się niepełnosprawne, a drugie zapada na białaczkę, wydaje się, że człowiek więcej nie udźwignie. Los rzucał jednak im kolejne kłody pod nogi, nadchodziły kolejne złe wiadomości... Jednak oni udowodnili, że uczuciem i nadzieją pokonają wszystko, walcząc o swoją rodzinę. Poznajcie niezwykłe małżeństwo i niezwykłą historię Iwony i Pawła Mrugałów z Kędzierzyna-Koźla. 

Ich historia jest z pozoru smutna, ale tak naprawdę napawa ogromnym optymizmem. Ich postawa udowadnia, że nigdy nie można się poddawać, a prawdziwe uczucie, nadzieja i wytrwałość są wstanie pokonać naprawdę wiele.

Kiedy Iwona i Paweł Mrugała oczekiwali na przyjście na świat swojego dziecka, nie spodziewali się, z jakimi problemami przyjdzie się im mierzyć. Ich synek był dzieckiem bardzo oczekiwanym, wybrali mu imię Miłosz - dziecko miłości. W 20 tygodniu ciąży usłyszeli od lekarza prowadzącego, że ich synek nie będzie zdrowy.

- Na początku wiedzieliśmy tylko, że synek ma troszkę powykręcane stopy, z czasem, że także dłonie. Potem dowiedzieliśmy się, że najprawdopodobniej będzie miał złączone paluszki u stóp, kolana będą się wyginać w drugą stronę, a do tego okazało się, że mam taśmy owodniowe i może się urodzić bez kończyn, taśmy mu je obetną - mówi Iwona.

Kiedy człowiek, człowiekowi odbudowuje nadzieję...

Kontrolne badanie płodu było dla młodych rodziców coraz trudniejsze. Skrupulatnie zbierane resztki nadziei rozsypywały się przy każdym spojrzeniu lekarza, a słów nie dających otuchy nie potrafili wymazać. Niestety rokowania nie były dobre, lekarze zasugerowali aborcję...

- Zdecydowaliśmy się rodzić w Rudzie Śląskiej, bo tam jest naprawdę wielu dobrych specjalistów. Tamtejsza pani doktor doradziła nam konsultację z genetykiem. Sugerowano nam aborcję, jednak ja nie zdecydowałam się na to. Powiedziała nam, że Miłosz urodzi się z bardzo poważną wadą i prawdopodobnie nie przeżyje 2 tygodni, umierając w cierpieniu - wspomina Iwona.

Małżeństwu lekarze zasugerowali przeprowadzenie jeszcze jednego badania. Niestety było tak drogie, że rodzina nie mogła sobie na to pozwolić. Iwona i Paweł czuli ogromną bezsilność i nie wiedzieli, co dalej robić. To co się wydarzyło później bardzo ich zaskoczyło.

- Pani doktor, która znała nas zaledwie godzinę, zdecydowała się za to zapłacić. Byśmy w szoku. To, co zrobiła, było dla nas naprawdę bardzo zaskakujące, poczuliśmy radość, że nasz Miłoszek będzie mógł mieć to tak ważne badanie - dodaje.

Pierwsze ruchy rozwiały wątpliwości, a miłość walczyła ze strachem

Kiedy Iwona wróciła do domu, bo Paweł musiał być w pracy, nie wiedziała, jak z nim porozmawiać. Jak przekazać mężowi informacje o tym, że lekarze dali im wybór i teraz losy Miłoszka są w ich rękach. Wtedy poczuła pierwsze ruchy dziecka.

- Już wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. To był dla mnie jasny znak, że nasze dziecko jest twardsze niż myślimy i damy mu szansę. Wykonaliśmy to badanie i na szczęście wykluczono tę wadę, o której mówiła pani doktor - opowiada.

Miłoszek urodził się w Rudzie Śląskiej, siłami natury. Poród odbył się bez żadnych komplikacji, synek państwa Mrugałów przyszedł na świat, niestety był bardzo chory.

- Gdy pokazali mi mojego Miłosza, który był totalnie sztywny, wyprostowany, powykręcany, to pierwszy raz poczułam strach. Co teraz? Kto nam pomoże? Gdzie my mamy iść? Jednak opieka i podejście ludzi z tego szpitalu były niesamowite. To naprawdę stary szpital, trochę jak z serialu "Daleko od noszy", a podejście wyjątkowo empatyczne. Pierwszej nocy przyszła do mnie pielęgniarka i widząc, że płaczę, zapytała czy potrzebuję rozmowy, tabletki - wspomina.

Choroba Miłosza i białaczka córki... kolejny cios w rodzinę

Iwona i Paweł co tydzień jeździli z Miłoszem do Poznania na zabiegi prostowania nóg, było to gipsowanie. Dla tak małego dziecka, wytrzymać w bezruchu przez wiele tygodni, było sporym wyzwaniem. To właśnie w Poznaniu usłyszeli wstępną diagnozę, którą potem potwierdzono w szpitalu w Krakowie - artrogrypoza.

- Potwierdzono nam chorobę i przedstawiono sposób leczenia. Nikt nie wiedział, czy on będzie chodził. Znaleźliśmy klinikę w Niemczech, ale niewiele więcej się dowiedzieliśmy, poza kosztami leczenia, które były ogromne. Było to dla nas kwoty nieosiągalne, zdecydowaliśmy się na leczenie w Krakowie - mówi Iwona.

Trzy lata po urodzeniu Miłoszka, starsza córka z pierwszego związku pani Iwony zachorowała na białaczkę. To dla rodziny było ogromne obciążenie zarówno finansowe, jak i emocjonalne. Iwona nie ukrywa, że widząc cierpienia swoich i innych dzieci, zwątpiła w Boga.

- Kiedy oglądałam w telewizji chore dzieci, mówiłam sobie, że nie dźwignęłabym tego. Jednak da się, kiedy w to wchodzisz, musisz się odnaleźć i wygrzebać siły, aby to wszystko przetrwać. Mijaliśmy się, z jednym dzieckiem trzeba było jechać do Krakowa, z drugim do Wrocławia. Cały czas w rozjazdach. Wigilię spędzaliśmy w szpitalu. Na szczęście córka wyzdrowiała, bo nie wiem, jakbym z tym wszystkim sobie poradziła - opowiada Iwona.

Kiedy pytali lekarzy, jak z ich synkiem, słyszeli ciągle jedno zdanie: lepiej nie będzie, módlcie się, by nie było gorzej.

Niezwykła pani Ewa i radość z małych, wielkich rzeczy

Dla matki usłyszeć takie rzeczy to prawdziwy dramat, tym bardziej, że wierzyła w każde słowo lekarzy. Iwona dużo słyszała o pani Ewie z "Promyczka", która ma niezwykły dar do rehabilitacji dzieci. Miłosz zaczął rehabilitację w Środowiskowym Domu Samopomocy "Promyczek".

- Z niej bije taki spokój, ona pierwsza dała nam nadzieję. Położyła go, on taki biedny, zagipsowany, wygięty, ale powiedziała, że zrobi wszystko, by mu pomóc. Patrząc na to, w jakim stanie był Miłosz, gdy tam trafił, a w jakim jest teraz... Chyba do końca życia nie przestaniemy być jej wdzięczni - przyznaje Iwona.

Miłosz miał również wiele innych bolesnych operacji i zabiegów, aby nieco przywrócić jego sprawność.

- Gdy miał nacinane ścięgna Achillesa, cierpiał strasznie. Trzymałem mu nóżkę, a on biedny z krzyku tracił przytomność. Dobrze, że Miłoszek już tego nie pamięta. Naprawdę wiele musiał przeżyć, aby wyprostować nóżki - mówi Paweł.

Jednak wiara rodziców w syna, pomoc i wsparcie wielu osób dało naprawdę niesamowite efekty.

- Miłosz ma 9 lat i cieszymy się z każdego jego sukcesu. Gdy sam ściągnie skarpetki rozpiera nas duma. Nagraliśmy film instruktażowy, Miłosz wszystko tam sam tłumaczył i wysłaliśmy na grupę dzieci z artrogrypozą, gdzie wypowiedział się jego lekarz - "Miłosz, jesteś wielki". Jak patrzę na jego postępy i na jego podejście do życia i swojej choroby, to mogę zdecydowanie powiedzieć, że to on sam dodaje nam sił - mówi Iwona.

Miłosz porusza się przy pomocy ortez, szybko traci równowagę, ale chodzi, co dla lekarzy było bardzo mało prawdopodobne. Przede wszystkim Miłosz ma niezwykła rodzinę, która wierzy w niego i motywuje do realizacji marzeń. Chłopiec żyje tak jak inne dzieci w jego wieku, chodzi na plac zabaw, jeździ hulajnogą, realizuje pasje takie jak np. origami. Jest świadomy tego, że nie wszystko może robić, tak jak zdrowe dzieci, mimo to żyje radośnie i daje rodzinie dużo szczęścia.

Koszty rehabilitacji Miłosza takie jak np. turnusy rehabilitacyjne są bardzo wysokie, rodzina ma swoje konto na fundacji "Zdążyć z pomocą" gdzie można dokonywać wpłat:

Alior Bank S.A 42 2490 0005 0000 4600 7549 3994

tytuł: 23519 Mrugała Miłosz i Alicja darowizna na pomoc i ochrona zdrowia

Możemy również przeznaczyć swój 1% podatku

KRS 0000037904

cel: 23519 mrugała Miłosz i Alicja



 

314393482_1086989475346589_5469456666953910838_n
314393482_1086989475346589_5469456666953910838_n


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ