Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 8 września 2024 04:04
Reklama
Reklama
Reklama

Mariolka, doktor Prozak i dziadek Stanisław, czyli specjaliści od rozśmieszania Polaków. Wywiad z kabaretem Paranienormalni

Mariolka, doktor Prozak i dziadek Stanisław, czyli specjaliści od rozśmieszania Polaków. Wywiad z kabaretem Paranienormalni
Najpopularniejszy kabaret w Polsce, twórcy kultowych kabaretowych postaci i zdobywcy Telekamery w kategorii program rozrywkowy. Niegdyś duet od dłuższego czasu tercet. Tak w kilku słowach można opisać kabaret Paranienormalni czyli Igora Kwiatkowskiego, Roberta Motykę i Michała Paszczyka. Tylko nam opowiedzieli, jak zmiana władzy i brak jednego podpisu wpłynął na ich zawodowe plany, dlaczego bycie zabawnym czasem może być męczące oraz o wolności, która według nich jest tylko w internecie. Rozmawia Alina Nowicz.

Kabaret Paranienormalni w Kędzierzynie-Koźlu: zobacz zdjęcia z występu

Od kabareciarza oczekuje się wiecznego humoru, nie ważne czy jest na scenie, czy poza nią. Jak radzicie sobie z tym w sytuacji, kiedy nie jest wam do śmiechu? Czy bycie zabawnym może być uciążliwe w codziennym funkcjonowaniu?

Michał: Czasami bywa to uciążliwe, kiedy wchodzimy w tzw. świeże towarzystwo albo jak zaczepiają nas nieznane osoby, a mamy gorszy dzień, coś nas boli, coś nie poszło w życiu tak jakbyśmy chcieli. Słyszymy wtedy „Ej, dlaczego ty się nie uśmiechasz?”, lub ”nie wiedziałem, że ty taki smutny”. Pytają, jak to, kabareciarz się nie uśmiecha? W naszych kręgach wszyscy wiemy, że przecież jesteśmy normalnymi ludźmi, mamy katar, chorujemy na grypę, możemy mieć po prostu gorszy dzień i nie wymaga się od nas ciągłego dowcipkowania. Jeśli jednak są sprzyjające okoliczności, to owszem, lubimy pożartować, zwłaszcza, że jesteśmy w tym całkiem nieźli.

Robert: Jest też tak, że po męczącej trasie składającej się z czterech dni, w trakcie których gramy po dwa występy dziennie, wracamy do domu i potrzebujemy spokoju w rodzinnym gronie. Chcemy się zresetować, wypocząć. Niestety, zdarzają się sytuacje, w sklepie, taksówce, że ktoś oczekuje od nas dowcipkowania od samego dzień dobry. Miałem taką sytuację: jadąc na lotnisko taksówką, byłem bardzo zmęczony - siedziałem skulony, wertując telefon, taksówkarz zaczepiał mnie przez jakieś 10 minut, opowiadając historie. Nie wchodziłem szczegółowo w rozmowę, byłem wyciszony i usłyszałem na koniec „No nie spodziewałem się, myślałem, że pan rozrywkowy, a nie taki smutny człowiek”.

Michał: Gdyby do taksówki wsiadł zwykły człowiek, to byłby po prostu zamyślonym mężczyzną. Od nas oczekuje się dowcipkowania, wesołości i dobrego humoru non stop.

Robert: Są jednak takie sytuacje, które nas cieszą. Jadąc do Kędzierzyna-Koźla, na stacji benzynowej zaczepiły nas dziewczyny krzycząc „Jezu, to wy? Mogę sobie zrobić z zdjęcie? Jezu! Już mam orgazm!” To są miłe sytuacje. Nawet mimo zmęczenia wchodzimy wtedy na ten wyższy level.

Występujecie razem od wielu lat spędzacie ze sobą sporo czasu, nie trudno w takich sytuacjach o konflikty. Miewacie siebie po prostu dość? Jaki jest wasz przepis na udane relacje?

Robert: My to przyrównujemy do małżeństwa.

Michał: Ale bez konsumpcji! (śmiech)

Robert: Przychodzą czasem te słabsze dni, kiedy jesteśmy sobą zmęczeni. W samochodzie, hotelu, na scenie i poza nią jesteśmy ciągle razem. To trwa już 12 lat. Są takie momenty, że nie możemy na siebie patrzeć, na szczęście przychodzą dni wolne. Odpoczywamy od siebie, przedłużamy sobie wakacje tylko po to, aby naładować akumulatory. Czasem bywa to trudne, aby złapać wiatr w żagiel. Wsiadamy do busa i każdy ma swoje problemy, ktoś ma małe dzieci, ktoś inny remont domu, komuś skradziono samochód… Z tym bagażem jedziemy rozśmieszać ludzi. Jednak wszystko to kwestia dotarcia się, przez lata udało nam się to wypracować. Często mówimy sobie „To będzie dobry dzień” albo tuż przed wejściem na scenę „Niech ten występ będzie dla ciebie dobry”.

Michał: Niech bóg humoru zstąpi na ciebie (śmiech). Odprawiamy takie swego rodzaju modły, wiadomo to na żarty, ale tworzymy dzięki temu atmosferę. Jesteśmy grupą i mamy cel: rozbawić publiczność.

Jesteście najpopularniejszym kabaretem w Polsce. Jak się czujecie z tą świadomością? Co odróżnia was od innych kabaretów?

Robert: Każdy kabaret ma swoją publiczność, inny rodzaj humoru dociera do innego grona widzów. Cieszymy się, że na nasze  spektakle przychodzą fani, spotykamy się z nimi, robimy zdjęcia, rozmawiamy. To dla nas bardzo budujące.

Michał: Za nami idą pewne rzesze fanów i bardzo dużo ludzi chce nas oglądać. Droga, którą idziemy, nie jest drogą innych kabaretów. Każdy ma swoją ścieżkę i zabrał za sobą inną część publiczności.

Robert: Popularność to słowo, którym się żongluje. I znowu przytoczę przykład z taksówki. Widzę, że w lusterku kierowca mnie rozpoznał, zaczynamy rozmawiać. Pod domem słyszę „Co pan myśli, że nie poznałem? Przecież jest pan z tego zespołu Leszcze!” Oczywiście nie przekonałem go, że to nie ja.

Michał: A ja pamiętam, jak piliśmy kawkę pod halą, w której graliśmy i szedł delikatnie zawiany jegomość, podchodzi do nas i mówi „A co to… Jakieś disco polo będzie grało?”. My oczywiście wyjaśniamy, że nie, bo jesteśmy kabaretem. On odparł „ Aaa, tak, dzisiaj występują porąbani” (śmiech).

W waszych skeczach poruszacie wiele różnych tematów, jednak zgrabnie omijacie wątki polityczne. Kabarety często obśmiewają polityczną rzeczywistość, dlaczego wy tego nie robicie?

Michał: Nie wszyscy śmieją się z polityki, jak wiemy jest kilka opcji politycznych, rządzący i opozycja. To dzieli Polaków na pół. My żartując z jednej strony politycznej, zniechęcamy do siebie drugą. Nasze występy mają łączyć ludzi poprzez humor, dlatego poruszamy tematy ogólnie znane ludziom przychodzącym na nasze występy. Kłótnie małżeńskie, kłopoty w pracy, kupno samochodu - to tzw. obyczajówka doprawiona szczyptą ironii. Nie poruszamy polityki, bo to temat, którego nie powinno się podejmować przy stole rodzinnym. Do takich należy też piłka nożna i religia.

Robert: Otrzymujemy sygnały od naszych fanów, że to jest dobra droga. Śmiejemy się z naszych przywar, ale też pokazujemy widzowi, że śmiejemy się również z siebie nawzajem.

Michał: Mamy dystans do siebie, ale i wady. Jesteśmy naprawdę bardzo przystojnymi i fajnymi chłopakami (śmiech). Proszę koniecznie napisać dużo ha ha ha, bo tak naprawdę ja jestem kurduplem, a Robert jest przystojny, świetnie zbudowany, ale też ma wady. Igor również.

Robert: Ej, jakie ja mam wady?

Michał : Powiem ci na scenie (śmiech)

Czy kiedykolwiek uraziliście kogoś swoimi skeczami, parodiami?

Robert: Na szczęście mieliśmy kontakt z oryginałami parodiowanych przez nas postaci. Na przykład Dorota Wellman, gratulowała nam skeczu z jej parodią. Pamiętam, co kiedyś powiedziała Patrycja Markowska: „Wasze parodie są fajne dlatego, że one nie wbijają szpili”. To są parodie, które nie pokazują w złym świetle oryginału. Długo się zastanawialiśmy, jak na parodie Roberta Makłowicza zareaguje sam Makłowicz. On powiedział, że czeka na każdy kolejny odcinek show „Paranienormali Tonight” z udziałem jego parodii. Chciał pojawić się w odcinku programu jako oryginał. Elżbieta Jaworowicz widząc siebie, zaprosiła nas do swojego programu i czeka na zaproszenie do naszego show. Piotr Kupicha nawet zaśpiewał naszą wersję swojej piosenki na koncercie.

Nawiązując do „Paranienormalni Tonight” - programu cieszącego się dużą popularnością, a którego już niestety nie będziemy oglądać na antenie TVP. Jak zareagowaliście na wiadomość o tym,  że program nie będzie emitowany w telewizji.

Michał: Byliśmy zdezorientowani. W tym programie wszystko się zgadzało. Nie był piekielnie drogi, oglądalność miał na przyzwoitym poziomie, recenzje od widzów, gości i włodarzy telewizyjnych były bardzo dobre. Tak naprawdę do końca nie wiemy, co się stało. Pewien podpis nie został złożony i to się tak rozmyło.

Robert: Zmieniły się władze telewizji, taka prawda. To było dla wszystkich zaskoczenie. Z poprzednią dyrekcją byliśmy umówieni na kolejny trzeci już sezon.

Michał: Brakowało tak naprawdę tylko jednego podpisu. Wszystko było gotowe. Naszymi gośćmi mieli być m.in. Zbigniew Boniek, Agnieszka Radwańska, Marcin Dorociński, Kuba Błaszczykowski i były piłkarz Mariusz Lewandowski.

Robert: Ja miałem duży problem, aby bez emocji napisać o tym na naszym fanpage’u. Reasumując, bo trochę minęło już czasu, przychodzi ktoś nowy, kto rządzi w telewizji i ma takie prawo. Dla nas było to rozczarowanie i zaskoczenie, bo o tym, że nasz program został ściągnięty z anteny, dowiedziałem się z internetu, byłem wtedy na wakacjach. Szumne hasło, które rzuciło wszystkich na kolana, że programy kabaretowe są symbolem upadku telewizji publicznej, sprawiło, że te kabarety odeszły z TVP. Coś, co było symbolem programu 2 TVP, nagle zniknęło, zostało zastąpione czymś innym. Nie będę oceniał czy czymś dobrym, czy złym.

Jak wspominacie czasy, kiedy „Paranienormalni Tonight” był na antenie TVP?

Robert: Mimo wszystko była to dla nas fajna przygoda, nauczyliśmy się wiele, nie było sztabu ludzi wskazujących nam kierunek, wszystko to nasze autorskie pomysły realizowane nieco po omacku. W pierwszym sezonie byliśmy zupełnie zdezorientowani. Jak oglądam te pierwsze odcinki, to widzę np., że nie sięgam po szklankę wody, bo mam rozdygotane ręce, to było coś nieprawdopodobnego. Dopiero w drugim sezonie mogłem swobodnie oddychać. Nagle okazało się, że schodzimy ze sceny, gdzie czujemy się dobrze i wchodzimy do studia, gdzie są inne warunki, obca osoba, o którą musimy zadbać, porozmawiać.

Michał: Nagranie programu czasami trwało dwie godziny, to były dwie godziny improwizacji. Nie wiemy, co odpowie gość, co zrobi w scence dla niego przygotowanej. To wymagało dużo wysiłku i czujności.

Robert: Na planie programu dużo się nauczyliśmy i zawarliśmy wiele ciekawych znajomości, które pielęgnujemy do dzisiaj.

Czy nie kusiło was spróbować w telewizjach niepublicznych?

Robert: Dostaliśmy za ten program Telekamerę, niebiosa się rozchyliły i statuetka wpadła w nasze ręce. To było ogromne szczęście i w tym momencie mieliśmy otwartą drogę do kilku telewizji. Nie podjęliśmy współpracy. Myślę, że prędzej internet, tam jest droga najkrótsza i tam możemy się czuć wolni. Wszystko od początku do końca zależy od nas.

Michał: Nikt nam nie będzie narzucał gości, nikt nie będzie mówić, jak ma wyglądać scenografia, ile ma program kosztować, kiedy go puszczać i kogo zaprosić na widownię. Jest to wolność, fakt, że inne budżety. Jeżeli już, to tylko internet. Jedyne miejsce na ziemi, gdzie możemy być wolni.

Robert: Albo San Escobar (śmiech), Ucho Prezesa jest tego świetnym przykładem, że można takie rzeczy robić w internecie.

Czym jeszcze zaskoczą nas Paranienormalni? Jakie są Wasze zawodowe plany?

Robert: Pracujemy nad wieloma projektami, w tym roku będziemy mocno widoczni w telewizji podczas festiwali kabaretowych.

Michał: Na święta ma być wyemitowany nasz dwugodzinny program „Żarty się kończyły”, który nagrywamy już 27 marca w Teatrze Muzycznym „Roma”. Pod koniec roku prawdopodobnie nagramy program „Pierwiastek z Trzech”.

Robert: Będziemy również występować podczas Płockiej Nocy Kabaretowej, w Opolu, Kielcach, jak również prowadzić Przebój Lata RMF FM i Polsat. Ruszamy również w trasę „Baltic Tour”. Chcielibyśmy też stworzyć nowy serial, odejść nieco od „Przychodni przeżycia” i zaczerpnąć troszeczkę świeżego powietrza. Mamy kilka pomysłów i szkiców. Sami za siebie trzymamy kciuki.

Igor, którego najbardziej dotyczy moje kolejne pytanie, nie mógł zostać z nami, bo przygotowuje się do występu przed kędzierzyńsko-kozielską publicznością. Jednak muszę zapytać o postać kultowej Mariolki, której wiele wyrażeń trafiło do potocznego języka. Jak się czujecie ze świadomością stworzenia tak silnej osobowości, będącej parodią współczesnych nastolatek?

Robert: To było dla nas duże zaskoczenie, kiedy okazało się, że ta postać „zażarła”. To był przypadek.

Michał: Pierwsza Mariolka zagrana przez nas nazwana była po prostu głupią laską. Nie było peruki i kultowego sweterka. Robert wypchnął Igora na scenę i powiedział „Pokaż tą głupią laskę”. Nagle na widowni był szał.

Robert: Ona jechała na imprezę do Maćka, „a jego kuwa nie było” – to była cała historia. Jednak zadziało. Pierwowzorem Marioli była tak naprawdę brunetka, choć cała postać to zlepek zachowań pewnej grupy dziewczyn, którą obserwowaliśmy pracując razem w klubie. Potem to Mariolka się rozpędziła i nie można było jej zatrzymać. Sweterków mieliśmy już kilka, oddaliśmy je na cele charytatywne.

Michał: Czasami się zdarzają takie rodzynki w Polsce, że ktoś znajduje ten sweterek. To jest produkt znanej sieci odzieżowej, nie wiedziałem, że coś tak koszmarnego mogła taka sieć wypuścić. Na portalach aukcyjnych to nie jest już sweterek tej sieci, lecz Mariolki.

Mariola bywa zazdrosna o Kryspina?

Robert: To dwie zupełnie inne postaci. Mariola jest estradowa, a Kryspin miał funkcjonować tylko w internecie. To parodia wszystkich blogerów, którzy opowiadają w nieskończoność o różnych ważnych dla nich rzeczach. Po pierwszych próbach stwierdziliśmy, to jest to. Zawodowy protetyk wykonał dla niego zęby, optyk zrobił okulary i nagle okazało się, że to prawdziwy wariat, któremu wszystko się wybacza.

Michał: Przy okazji sami sobie zrobiliśmy hejtera. Mówił na nas sierściuchy. Igor kompletnie nie widzi nic przez okulary. Kiedy wpuściliśmy go na scenę, widział jedynie plamy i światło, schylał głowę, aby w szparce między okularami, a czołem cokolwiek zobaczyć. Oczy niestety bolały, wiec scenki były krótkie.

Przypadkowe spotkanie z Igorem i powstaje kabaret, czy zdawałeś sobie sprawę z sukcesu, jaki razem możecie odnieść?

Robert: Poznaliśmy się w klubie jazzowym „Atrapa”, gdzie odbywały się koncerty na żywo. W powstałym tam aneksie kuchennym pracował Igor.

Michał: Robił tam hamburgery i frytki, był tzw. kucharzem (śmiech)

Robert: Nie wiedzieliśmy o tym, czy ten nasz wspólny pomysł się uda. Po prostu chcieliśmy zrobić coś fajnego, to tak jak się mówi do żony, a może pomalujemy pokój na zielono. I po prostu go malujemy. To tak właśnie było z nami. Zrobiliśmy kabaret, nie mając pojęcia jak się do tego zabrać. Przeczytaliśmy książkę z biblioteki, stwierdziliśmy „ok, trzeba napisać skecz”. Stworzyliśmy pięć takich skeczy i zaprezentowaliśmy je na weselu kolegi. To ruszyło.

Wiele niegdyś bardzo popularnych kabaretów z czasem rozpada się. Komicy mówią o wypaleniu lub po prostu o potrzebie indywidualnego rozwoju. Czy wy nie obawiacie się tego, że pewnego dnia nie będziecie już widzieć sensu dalszej współpracy?

Robert: Oczywiście obawiamy się tego. Nie można mówić, że takich sytuacji nie ma, one są. Jest wiele grup, które się rozchodzą, ich członkowie tworzą swoje projekty. To tak jak z miłością, najpierw są motyle w brzuchu, potem mijają i już tylko mieszka się ze sobą.

Michał: Ważne, aby każdy miał swoje poletko do zagospodarowania. Igor sprawdza się bardzo dobrze w dubbingach, Robert to świetny pijarowiec, a ja kręcę sobie filmy, teledyski – pomyślałem, dostanę Oscara, więc idę w tę stronę (śmiech). Każdy ma zainteresowania poboczne, którymi nie musimy się dzielić.

Robert: Wypalenie to naturalny proces, dla tego trzeba zmieniać formy i szukać czegoś nowego.

Michał: Jak poczujemy wypalenie, to zmienimy formy naszych występów. Nie wiem… Może będziemy stawać na rękach, chodzić na golasa, coś wymyślimy (śmiech)…

Dziękuję za rozmowę i trzymam kciuki za to, aby wypalenie  trzymało się jak najdalej od Paranienormalnych.

Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
PRZECZYTAJ