Maluch to kawał historii polskiej motoryzacji. Dla jednych sentymentalny powrót do lat młodości, dla nieco młodszych ciekawostka. Fiat 126p może być znakomitym samochodem rajdowym, ale również samochodem na co dzień. Jedno jest pewne, jadąc nimi Artur i Patryk wywołują całkiem spore zainteresowanie i wiele uśmiechu na twarzach przypadkowo mijanych ludzi.
Artur i jego rajdowa pasja
51-letni Artur Kulpa z Grudyni Małej to prawdziwy miłośnik maluchów, ma ich aż kilkanaście. Jednak wypielęgnowany, wymuskany jest zwłaszcza jeden, w którym realizuje swoją pasję do wyścigów samochodowych. Pierwszy start zaliczył na Rajdzie Głubczyckim, potem lawinowo wiele innych rajdów zakończonych sukcesami.
- Malucha z 1982 roku kupiłem kilka lat temu w stanie nienadającym się do jazdy rajdowej. Samochód sam przebudowałem, nie ruszając homologowanej klatki. Doprowadziłem samochód do takiego stanu, aby spełniał warunki pojazdu rajdowego. Przede wszystkim odpowiedni hamulec i zabezpieczenia, bo niestety maluch nie jest bezpiecznym samochodem ze względu na zerową strefą zgniotu. Remontowałem ten samochód po to, aby mi dawał frajdę i aby bawić innych ludzi - mówi Artur Kulpa.
Jak opowiedział nam Artur, maluch to sentymentalny powrót do przeszłości, bo w latach 90. ścigał się właśnie na maluchach. Stąd nieco kolekcjonerska słabość do Fiata 126p.
Przyjaźni wypisana na samochodzie i sukces zablokowany finansowo
Artur niestety nie może pozwolić sobie finansowo na branie udziału w wielu wyścigach. Marzy o tym, aby spróbować sił w kolejnych rywalizacjach, jednak są one dość kosztowne i niestety na to nie ma pieniędzy. Jego przyjaciele zorganizowali mu kiedyś zbiórkę, jednak dla Artura była to trudna sytuacja, ponieważ uważa, że jest wiele innych potrzebujących osób i z pokorą akceptuje swoją obecną sytuację. Jednak gdy tylko miał dodatkową gotówkę, niezwłocznie zapisałby się na kolejny rajd.
- Chciałbym pojechać na niejeden rajd, niestety wszystko ogranicza budżet, bo wpisowe to 650 złotych, do tego opony, paliwo i zbiera się całkiem spora suma, której niestety nie posiadam - mówi Artur.
Dla rajdowca liczy się jednak najbardziej to, że swoim stuningowanym pojazdem daje ludziom tyle radości.
- Auto moje jest znane i z sentymentem odbierane. Dla starszych ludzi to powrót do przeszłości, patrzą na niego, wspominają swoją młodość, dla młodych to po prostu zaciekawienie, coś totalnie kosmicznego. Byłbym szczęśliwym człowiekiem, mając na rajdy pieniądze, no ale niestety w tych czasach jest to trudne. Auto trzy lata temu brało udział w rajdzie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, cieszyło się tam ogromną popularnością. Przez wiele godzin z niego nie wysiadałem, bo ciągle ktoś chciał się przejechać maluchem - śmieje się Artur.
Maluch Artura ma również inną misję. Na jego karoserii jest umieszczone nazwisko Radosława Banacha, pilota rajdowego, któremu oddał w ten sposób hołd.
- Na maluchu wożę nazwisko swojego przyjaciela, świetnego pilota rajdowego świętej pamięci Radka Banacha. Chciałbym przejechać się odcinkami, którymi niegdyś jeździł Radosław Banach - mówi.
Teraz już nie BMW robi wrażenie na kobietach, lecz fiat 126p
Jak widać miłością do maluchów pałają również młodzi mieszkańcy naszego powiatu, jednym z nich jest 31-letni Patryk, który od siedmiu lat pielęgnuje swój mały urokliwy, pojazd. Od kilku lat jeździ po ulicach naszego miasta białym fiatem 125p z walizką zamontowaną na dachu z czasów świetności maluszka.
- U nas w rodzinie głownie były maluchy i chyba z sentymentu do tego pojazdu powróciłem. Niedaleko mojego domu stał stary maluch za stodołą, zapytałem właściciela, co chce z nim zrobić. Powiedział mi, że już go denerwuje i jak chcę, mogę go sobie wziąć. I w ten sposób jestem w posiadaniu tego malucha od 7 lat - mówi Patryk Ryborz.
Patryk podkreśla, że jest dumny, jeżdżąc taką perełką motoryzacji. Jako młody człowiek za kółkiem starego, kultowego samochodu wzbudza zainteresowanie wielu osób.
- Jeszcze kilka lat temu ludzie wstydzili się wsiąść do malucha, teraz to wręcz sami pytają, czy mogą się przejechać. Samochód jest niezawodny, popsuł mi się tylko raz, dwa lata temu, i naprawa wyniosła mnie 20 złotych. Większość rzeczy naprawiam sam. Takie perełki robią większe wrażenie niż wiele współczesnych samochodów, do tego młody człowiek za kierownicą wzbudza w spore zainteresowanie. Zwłaszcza u dziewcząt - śmieje się Patryk.
Napisz komentarz
Komentarze